30 czerwca 2015

WAKACJE 2015 #02 Pool Party z Lucy i Mattem

WTOREK


  We wtorek umówiłem się z Lucy i Matthias'em (który chodzi do równoległej klasy informatycznej) na pool party w ogródku... czy coś takiego. Niestety - zważając na humor mojego taty - nie był to najlepszy dzień na spotkanie.


  W sumie to było normalne bo mój tata od zawsze miał uprzedzenie do zamawiania pizzy... DZIWNYM trafem uspokoił się akurat, kiedy Lucy w końcu przyszła. Pokazałem jej dom (była u mnie pierwszy raz) i poszliśmy do basenu. WCALE nie było tak, że spędziliśmy godzinę na czekaniu na Matta...


  Po pewnych spekulacjach na temat płci Matta (na podstawie długości włosów i czasu strojenia się) w końcu się go doczekaliśmy! Kiedy już oswoiliśmy się z aktualnym stanem rzeczy - zamówiliśmy pizzę. I szczerze mówiąc liczyłem na chociaż resztę normalności w moim tacie...


  Kiedy już dostaliśmy wyczekiwaną pizzę - usiedliśmy w ogródku i zaczęliśmy jeść. Przy okazji trochę pogadaliśmy, a kiedy wstaliśy od stołu przekonaliśmy się, że klamerki to całkiem fajne przyrządy do zabawy... Lucy udowodniła, że można się nieźle bawić posiadając tylko sznurek...


  Szybko jednak odkryliśmy, że można w bardzo łatwy sposób "podporządkować" sobie Lucy. Wystarczyło znaleźć ślimaka na gałązce jakiegoś krzaka, aby natychmiast zaczęła się zachowywać jak należy.


  Cóż... Pomimo wielu niedomówień - to było całkiem fajnie popołudnie. Szczerze mówiąc mam wrażenie, że było pierwsze, ale nie ostatnie.

29 czerwca 2015

WAKACJE 2015 #01 Nowa szkoła Maddie i Steve'a

PONIEDZIAŁEK

  Pierwszego dnia wakacji musiałem wstać dość wcześnie... Nie do końca z własnej woli - wraz z Katie jechaliśmy do Oświęcimia, żeby towarzyszyć Maddie i Steve'owi w czasie oddawania papierów do liceum.

  Pogoda ewidentnie nie była wakacyjna. Kiedy Steve i Maddie załatwiali te wszystkie sprawy - ja i Katie czekaliśmy na przystanku. Ech... nie wiem dlaczego, ale ja zawsze spotykam niewłaściwe osoby w przeróżnych miejscach...



*KLIK

  Po okazjonalnej wycieczce do McDonalda wróciliśmy do domu. Pogoda była na tyle okropna, że nie opłacało się planować nic więcej!

28 czerwca 2015

Podsumowanie roku szkolnego 2014/2015 - Solidna porcja przemyśleń!

  Jej! Nadszedł czas na kolejny post, który właściwie nic nie wniesie do historii opisywanej na tym blogu! Może podsumuję tutaj miniony rok szkolny? W sumie będzie to dobre wyjście, bo równie dobrze mógłbym napisać co działo się w ostatnim czasie, a działo się naprawdę wiele, więc nie chcę marnować materiałów na fajny post ;)


  Może zacznę od podsumowania wyjazdu na Lednicę, bo tutaj jest mała zwłoka. Wydaje mi się, że pomimo tegorocznych utrudnień spowodowanych alergią, temperaturą i wieloma innymi czynnikami - było znacznie lepiej niż w zeszłym roku! Wydaje mi się, że w 2014 podszedłem do tego jak do wielkiego "festiwalu", który miał pokazać, że coś faktycznie dzieje się w tym świecie katolickim. A może zwróciłem uwagę na tę powłokę, ponieważ było to dla mnie coś nowego?


  O tak! To bardzo dobra "rozkmina"! Nie da się opisać "wyjątkowości" Lednicy po jednym wyjeździe! Za pierwszym razem wrażenia są dobre, ale wywołane raczej przez pewnego rodzaju "przesyt"... lub przez szok "pierwszego wrażenia". Gdy jedzie się tam drugi raz - można się domyślić czego się spodziewać i zacząć doszukiwać się jakiegoś głębszego sensu: "Co ludzie właściwie widzą w tym wszystkim?"


  Jak podsumowuję cały rok szkolny? Heh... Mogę powiedzieć, że był całkiem udany! W porównaniu do tego, co działo się w gimnazjum... Hmm... Powiedzmy, że w porównaniu do gimazjum to było niebo a piekło. No dobra... bez przesady - piekło a ziemia. Co prawda liczyłem na nieco dojrzalsze podejście ludzi, ale chyba oczekiwałem zbyt wiele.


  Co nie podobało mi się w tym roku szkolnym? Pierwsze kilka miesięcy było monotonne i... nudne... Wielka szkoła, z tysiąc ludzi, wszystko nowe! Ale po miesiącu to wrażenie ustąpiło... Znam każdy korytarz, codziennie mijam tych samych ludzi, a każda lekcja wygląda prawie tak samo.


  Kolejna rzecz, która zamieniła ten rok szkolny w udrękę - MZK - problemy z dojazdem komunikacją miejską to masakra... Hmm... Czekam, aż wstąpi we mnie nagła chęć zrobienia prawa jazdy, ale wydaje mi się, że jest to mało możliwe.

  W szkole spotkałem też wielu okropnych ludzi! Wrednych nauczycieli, idiotów, "prymusów", lizydupów i masę innych osób, które nie przypadły mi go gustu. A to dlatego, że nie byli w moim typie, a to dla tego, że nie dogadywaliśmy się... A teraz muszę przetrwać z nimi jeszcze 3 lata..! Challenge Accept...

  Co do samej szkoły i mojego profilu. Niestety - drugi raz nie wybrałbym tego samego kierunku. ALBO wybrałbym go, ale dowiadując się o nim czegoś więcej. Dlaczego? Powód jest prosty! Szkoła nie jest na niego przygotowana - brakuje nauczycieli Z PASJĄ i takich, którzy się na tym ZNAJĄ. Ale w przyszłym roku będzie NA PEWNO lepiej. Dlaczego? Wydaje mi się, że w szkole nastąpi "mała rewolucja" ;) 


  Moje oceny... Gdyby nie nauczycielka od niemieckiego - miałbym średnią równą 4.0. Niestety - to chyba nie działa tak, jak w gimazjum, że ocena z II półrocza jest równoznaczna z oceną całoroczną. Cóż... może to też wina gościa od CTG? Gdyby nie to, że zmienili nam nauczyciela... W I semestrze miałem 2 na koniec. W II semestrze praktycznie czyste 5. No, ale z tej całej "średniej" wyszło mi 3... ECH! Muszę zadowolić się średnią 3.93...


  No, ale ten rok szkolny nie był taki zły! Najbardziej cieszy mnie to, że poznałem wielu wspaniałych ludzi! Począwszy od Lucy, która była pierwszą osobą, jaką poznałem w tej szkole, poprzez wszystkie osoby, z którymi spędziłem... "wspaniałe" chwile podczas wycieczki na górę Żar, aż po niektóre indywiduały z mojej klasy. Mógłbym długo wymieniać, ale po co? Imiona chyba nic nikonu nie powiedzą, ale jest to jeden z najlepszych aspektów tego roku.


  Hmm... muszę też przyznać, że zrobiłem jakiś krok w kierunku mojej kariery muzycznej. To znaczy - zacząłem ogarniać pięciolinie, keayboarda, gitarę... Co mprawda idzie mi to opornie, ale i tak jestem szczęśliwy kiedy tylko uda mi się odgadnąć kilka dźwięków z jakiejś piosenki... Następny krok - ogarnąć akordy... Będzie ciężko, no ale mam nadzieję, że się uda.


  W kwestii bloga - chyba nie muszę wspominać o mojej współpracy z Banshee. Muszę przyznać, że była to porządna dawka motywacji! W ciągu tych dziesięciu miesięcy powstało ponad 100 postów. Mam nadzieję, że moja frekfencja nie spadnie (jak zwykle) we wakacje. I w sumie jestem zadowolony... Chyba w końcu "odnalazłem" mój ulubiony sposób pisania i rysowania obrazków! Mam nadzieję, że jest to widoczne! Podjąłem też decyzję o "odnawianiu" starych postów. Jak narazie idzie mi to opornie, ale jakoś daję radę!

  Aha! No, i nie mógłbym zapomniejć o Haerowen! Nie jestem pewien jak to się stało, że postanowiła panować tutaj nad poprawnością językową, ale muszę przyznać, że jest naprawdę ambitna! Oczywiście jestem jej niezmiernie wdzięczny, i nie martwcie się! We wakacje będziecie mieli okazję ją w końcu lepiej poznać (dopilnuję tego).


  Hmm... czy jest ktoś chętny odkupić podręczniki do klasy 1 graficznej (Technik Cyfrowych Procesów Graficznych) w PZ2 SOMSiT w Oświęcimiu? Szczegółowe informacje można zdobyć przez e-mail, GG czy facebboka (po prawej stronie bloga).

  Wiem, że jest dopiero początek wakacji, ale wolę rozstrzygnąć to wszystko teraz. Jeszcze pozostaje mi kupić podręczniki do klasy drugiej dla siebie. 


  No, i na koniec dodam, że w te wakacje założyłem sobie, że będę postował regularnie. To znaczy - w każdą niedzielę pojawi się post z opisem tygodnia, a w międzyczasie różne posty tematyczne, jakieś recenzje, opisy i inne. Mam nadzieję, że nie skończy się tylko na ambitnych planach... No, i mam jeszcze pewien plan, ale czy wyjdzie - okaże się za tydzień!


To już ostatni tydzień! Witajcie wakacje!

PONIEDZIAŁEK

  Nasi nauczyciele już chyba na dobre zapomnieli co oznacza pojęcie "lekcja", bo poza germanistką nikt nie pofatygował się, żeby chociaż wpuścić nas do klasy. Co prawda tego dnia lekcje były skrócone, ale po 10:00 wszyscy (około 10 osób) zrezygnowali i poszli do domu.

  Jako że w mojej miejscowości są problemy z dojazdem autobusem - miałem spory problem, ponieważ nie chciało mi się czekać pół godziny na przystanku. Postanowiłem wysiąść obok galerii i wpadłem do KFC, żeby poddać mój czytnik ebooków próbie "w terenie".


WTOREK

  We wtorek przez cały dzień mieliśmy przedmioty zawodowe. W związku z egzaminami zawodowymi - wsystkie sale komputerowe były zajęte, więc nawet nie myślałem o wyjeździe do szkoły.

  W godzinach wieczornych (późnym popołudniem) wpadłem na chwilę do Margaret. Miało to być spotkanie "dydaktyczne", ale chyba coś nie wyszło (czyt. Spotkanie przerodziło się w czysto towarzyskie). Przy okazji poznałem pięcioletniego brata Margaret...


ŚRODA

  Ech... Moi rodzice są okropni! Stwierdzili, że skoro nadal trwa rok szkolny, to MUSZĘ chodzić do szkoły. No, i skończyło się tak, jak w poniedziałek... Po 10:00 już nikogo nie było w szkole. No, ale zanim opuściliśmy szkołę - zostawiliśmy nauczycielom kilka pamiątek. Cóż...


  No i tak jak po ostatnim zerwaniu - czekałem na autobus w KFC czytając Harry'ego Potter'a. Nie pytajcie co mnie nakłoniło do czytania Harry'ego... Stwierdziłem, że muszę nadrobić dzieciństwo... czy coś.

CZWARTEK

  We czwartek już nie dałem się nabrać! Ani mi w głowie było iść do szkoły! Wstałem około 10:00 i nie zrobiłem NIC pożytecznego! Ogólnie, to wybrałem się na zakupy, ale nie wiem, czy w moim przypadku to zalicza się do pożytecznych rzeczy...


PIĄTEK

  WRESZCIE! Po całych 10 miesiącach przyszedł czas na TEN dzień! Ostatni dzień roku szkolnego! Pomimo, że od rana nie zapowiadało się dobrze, to nic nie zdołało mi zepsuć nastroju! Nawet poranne korki!

  Ta... W Oświęcimiu majstrowali przy obwodnicy i powstały korki podobne do tych podczas naprawy mostu. Całe szczęście, że nie musiałem jechać autobusem, bo mój znajomy (który chodzi to tej samej szkoły co ja) jechał akurat z dziadkiem, więc załapałem się na podwózkę. No, i powiedzmy, że miałem swój pierwszy kontakt z CB radiem.


  Jakoś jednak dotarliśmy... I kiedy przeżyłem tą ciekawą (ale jednak NUDNĄ) akademię - udałem się do klasy na rozdanie świadectw. Hmm... nie będę się rozpisywał na temat moich wyników... Mogło być lepiej, ale jest dobrze. Na tyle dobrze, że wraz z Judy i Margaret postanowiliśmy uczcić koniec roku pizzą!


  Wieczorem byliśmy na ostatnim (w tym roku szkolntym) spotkaniu oazowym. Odbyło się dość szybko. Postanowiliśmy rozpalić "przenośne ognisko", które wygraliśmy kiedyś na loterii... Ekhm. Powiedzmy, że nikt nie ucierpiał, ale dobrze, że mieliśmy przy sobie węża ogrodowego...

  Kiedy ja i Maddie wracaliśmy do domu - daliśmy sięporwać "niezwykłości" Harry'ego Potter'a i zaczęliśmy mieszać świat przedstawiony z książki z naszym światem...


WEEKEND

  We weekend odbyło się WSPANIAŁE zakończenie roku szkolnego. To znaczy... teoretycznie wspaniałe, ale nie było tak źle! Około 15:00 wybraliśmy się na Minionki. To znaczy Ja, Steve, Katie i Margaret, ponieważ Maddie miała szlaban. Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale podobno nie pościeliła łóżka...

  Przyznam, że był to bardzo udany seans! Pomimo, że na sali było najwyżej dwanaście osób, to i tak było ciekawie. Uśmialiśmy się chyba bardziej niż te dzieci, ale to pewnie dla tego, że w tym filmie było kilka podtekstów, których dzieci ewidentnie nie rozumiały.


  Wieczorem - około 19:00 pojechaliśmy pod kościół w sąsiedniej parafii, bo miało się tam odbyć ostatnie (w tym roku szkolnym spotkanie przed ŚDM. Po uświadomieniu sobie, że nie mamy co tam robić, i że pogoda nam nie sprzyja - udaliśmy się do domu.


  No, i mniej więcej tak zakończył się rok szkolny... Miejmy nadzieję, że wakacje będą równie udane, jeśli nie lepsze!

24 czerwca 2015

Życie jest takie skomplikowane... A, nie - to tylko szkoła i alergia.

  Uznajmy, że weekend był tak nudny, że nie warto go opisać. Jedyne co się stało - rozłożyliśmy BASEN na ogrodzie. Życie zaraz stało się piękniejsze!



PONIEDZIAŁEK

  Praktycznie za każdym razem opisuję poniedziałek jako OKROPNY, ale ten był JESZCZE GORSZY, niż każdy inny poniedziałek, od początku roku szkolnego. Zaczęło się od niemieckiego...



  Mówię wam... tak się wkurzyłem, że do tej pory coś mnie bierze od środka jak ją widzę...

  Kolejny nieciekawy incydent (czyt. napad duszności) miał miejsce pomiędzy niedoszłą lekcją WOKu, a historią... I chyba gdyby nie to, że dostałem 6  z religii (za ten OKROPNY film) na koniec roku - ten dzień byłby totalnie do bani.


WTOREK

  We wtorek nie mieliśmy lekcji. W naszej szkole trwają egzaminy zawodowe, więc wszystkie sale z komputerami były pozajmowane. W związku z tym, że tego dnia mieliśmy mieć lekcje WYŁĄCZNIE na komputerach - nasza nauczycielka postanowiła zabrać nas do kina. I chyba w drodze trochę w nas zwątpiła... Może nie tyle w nas, co w nasze zdolności muzyczne i... nasz zakres repertuaru.



ŚRODA


  Środa była jednym z tych dni, w których uleciała ze mnie wszelka motywacja. Powiedzmy, że musiałem mimowolnie złożyć komuś wizytę, i nie chodzi tutaj o coś w stylu obiadu u babci. Gdyby nie to, że przy okazji tej wizyty zarobiłem, to ten dzień byłby zupełnie do bani.

  Przez "zarobiłem" można rozumieć, że dostałem dość ciekawy prezent: mianowicie czytnik e-booków. Przyznam szczerze, że jest to całkiem pożyteczne urządzenie (przynajmniej w porównaniu do tabletów, smartphonów i innych mózgozjadów).




CZWARTEK

  Nauczyciele już chyba włączyli sobie tryb NIE_CHCE_MI_SIĘ, bo od rana mieliśmy tylko jedną lekcję, po czym mieliśmy "niemiecki" i  cztery angielskie (zastępstwa) na których i tak byliśmy na próbie przed zakończeniem roku (w której nawet nie uczestniczyliśmy).

  Wieczorem postanowiłem, że pouczę się na Polski. Przez moje napady alergiczne w zeszłym tygodniu miałem spore zaległości... Liczyłem na to, że nauczycielka spyta mnie ze średniowiecza, więc do około 2:00 wałkowałem materiał z książki...



PIĄTEK

  Miał to być ostatni piątek w tym roku szkolnym, więc wszyscy byli podekscytowani (ta...), ale i przerażeni. Jeśli komuś wahała się ocena z polskiego - miał być "dopytywany". Ach! Jakże się cieszyłem, że idealnie się wszystkiego nauczyłem! Przynajmniej do czasu, kiedy przyszedł czas na wystawienie mi oceny...



WEEKEND

  Weekend był o wiele ciekawszy niż reszta tygodnia! Wraz z paroma znajomymi poszliśmy na coś pomiędzy grillem, ogniskiem, a imprezą (spotkanie "polednickie" dla osób, które były na Lednicy). Nie wiedzieć dlaczego - Steve również się załapał, chociaż z Lednicą nie miał nic wspólnego. Skończyło się na tym, że zepsuliśmy psychikę Margaret (z Lednicy)



  W ogólnym rozrachunku dostaliśmy głupawki i zaczęliśmy wyśmiewać się z dzieci z różnych forów społecznościowych, które boją się zajść w ciążę przez ubrania. Kiedy Steve uściskał Margaret na pożegnanie - zaczęliśmy mówić, że na pewno zapłodnił ją przez ubrania. Teraz odliczamy 9 miesięcy...

20 czerwca 2015

Moje umieranie trwa. Trochę mniej, ale trwa.

CZWARTEK

  W czasie mojej choroby udało mi się nauczyć tatę czegoś ważnego. Mianowicie:


  Moje życie stało się piękniejsze. Już nie jestem skazany na jeden smak soku przez kilka dni pod rząd!
PIĄTEK

  W piątek pojechałem na kolejną wizytę u lekarza. Na całe szczęście - skończyła się mniej boleśnie niż poprzednie.


  Przyznam szczerze, że było mi to całkiem na rękę. Chociaż perspektywa bycia zależnym od plastikowej maszyny nie była najwspanialsza. Ale w sumie nie to jest najgorsze...


Ech... Mam nadzieję, że jakoś przeżyję... chociaż tak patrząc na mój obecny stan - zapowiada się nieciekawie...

17 czerwca 2015

Alergio idź sobie... Czuję śmierć.

PONIEDZIAŁEK

  Hmm... myślałem, że duszności w czasie powrotu z Lednicy były najgorszym co mogło mnie spotkać. Aż do poniedziałku rano...


  Skończyło się na tym, że w trybie natychmiastowym jechałem do lekarza. Kiedy tam trafiłem - pani doktor stwierdziła, że trzeba SZYBKO coś z tym zrobić...


  Powiedzmy, że nie było to najwspanialsze przeżycie...

WTOREK

  We wtorek nie poszedłem do szkoły. Do końca tygodnia miałem jechać na inhalacji i antybiotyku. Około ósmej udałem się na "wizytę kontrolną" do tej samej doktorki.


ŚRODA

  Po tym całym kłuciu i wstrzykiwaniu we mnie różnych substancji poczułem się znacznie lepiej. Co nie zmieniło faktu, że resztę tygodnia musiałem spędzić w domu i przygotować się na kolejną wizytę kontrolną w piątek... Ale tak czy siak było to lepsze niż perspektywa siedzenia w szkole.


12 czerwca 2015

Lednica 2015 #5 Powrót

  Co działo się po tej całej akcji z Lednicą? Szczerze mówiąc - gdy wszystko się skończyło i wracaliśmy do autokaru - byłem nieprzytomny. Pamiętam naprawdę niewiele... Tylko tyle, że całą drogę do autokaru wraz z Margaret śpiewaliśy jakieś dziwne piosenki...



  W autokarze ciężko było mi zasnąć. Moja alergia działała już na 150%, więc każdy odech był dość ciężki. Chwilę wytchnienia przyniósł mi postój na stacji benzynowej.



  Po postoju wróciliśmy do autokaru i postanowiłem kontynuować spanie. Nie wiem co się działo, ale po rozmowie z Margaret dowiedziałem się, że w czasie snu wydawałem dźwięki, które brzmiały "agonalnie". Nie jestem pewien co to znaczy, ale wnioskując z sytuacji - to chyba coś związanego ze śmiercią...



  Kiedy około 8:00 byliśmy na miejscu - zadzwoniłem po tatę, żeby po mnie przyjechał. Nie marzyłem o niczym innym, jak o śnie. No... może o toalecie, ale z tym też był problem...



  Ostatnia rzecz, jaką pamiętam z tego dnia, to straszny zaduch i zdejmowanie skarpetek... Serio - jeszcze nigdy nie byłem tak nieogarnięty, żeby ze skarpetek sypał mi się pył przy zdejmowaniu...



  Ech... najlepsze z tego wszystkiego było zakończenie tej akcji... Jak to się skończyło..? No cóż... Chyba zrobię taki dłuższy post "refleksyjno - przemyśleniowy"...


  Mam nadzieję, że nie zanudziłem was ostatnimi postami! Możliwe, że w sobotę dodam coś jeszcze nudniejszego! Ale nie będzie źle - planuję post zdjęciowy.

11 czerwca 2015

Lednica 2015 #4 Coś się dzieje!

  TAK! W końcu po tylu godzinach zaczęło sie COŚ dziać! A konkretniej: kiedy wraz z naszą małą, leniwą ekipką wróciliśmy do sektoru - zaczęły się jakieś tańce. Oczywiście - nie mogło zabraknąć układu "Tak, tak Panie". Mam wrażenie, że moje podejście duchowe trochę zaniemogło w tym momencie.


  Serio... po tylu nieprzespanych godzinach miałem dość jakiegokolwiek wysiłku. Skończyło się na tym, że przespałem do około 18:00, po czym obudziło mnie coś, co chyba najbardziej lubię w Lednicy.

  Chodzi mi o tę wielką "paradę", "przemarsz"... Coś, co kojarzy mi się z japońskimi festiwalami, kiedy wielu ludzi idzie drogą i każdy odgrywa jakieś "występy" artystyczne.


  Kiedy to wszystko się rozkręciło - ja i dwie dziewczyny podeszliśmy do barierki, obok drogi do bramy tysiąclecia. Chcieliśmy strzelić kilka fotek naszym wspaniałym kapłanom, kiedy tak dumnie kroczyli po tej ścieżce.


  Po tej całej "paradzie" nadszedł czas na "główny" punkt tego wszystkiego. Mianowicie - mszę świętą. Przyznam, że kilkugodzinna msza nie przypadła mi do gustu, no ale dało się ją przeżyć!

  Po mszy odbyły się jeszcze takie standardowe czynności - odpalenie świeczek, załatwianie spraw z misjonarzami, krótkie przemówienie Papieża Franciszka (nie - nie było go tam... to było nagrane).

  Ogólnie, to wszystko trwało jeszcze do 11:30. Niestety - nie przeszliśmy przez bramę tysiąclecia, ale cóż. Wydaje mi się, że z moimi alergicznymi perypetiami byłoby ciężko.