7 września 2015

WRZESIEŃ 2015 #2 Ciężki tydzień, PRAWDZIWE obowiązki.

7 WRZEŚNIA - PONIEDZIAŁEK

  Chyba mam nowy ulubiony przedmiot w szkole! Do tej pory moim ulubionym było Przygotowanie do Druku, na którym głównie projektowaliśmy ulotki, ale dzisiaj miałem pierwszą lekcję Projektów Multimedialnych.


  Niestety - nie zmienia to faktu, że w poniedziałek mam niemiecki... Mam wrażenie, że niemiecki w szkołach jest tylko po to, żeby utrzymać przy życiu nauczycielki... Wolałbym mieć jakiś dodatkowy angielski, czy coś...


8 WRZEŚNIA - WTOREK

  Rany! Ostatnimi czasy ciągle trąbi się o tej ustawie związanej ze "zdrową żywnością" w szkole. Myślałem, że to tylko taki temat zastępczy dla masowych mediów, dopóki nie zajrzałem do szkolnych automatów.


  Hmm... Musiałbym zjeść przynajmniej kilka takich musów, żeby się na jeść (i w międzyczasie nie zwymiotować). Cóż... Wydaje mi się, że to nawet lepiej dla pobliskich sklepów, gdzie jedzenie jest dwa razy tańsze.

9 WRZEŚNIA - ŚRODA

  Ogłaszam, że środa, to najgorszy dzień tygodnia! Dwie lekcje polskiego i dwie lekcje matematyki to nie najlepsze połączenie. Zwłaszcza, kiedy polonistka jest rozwścieczona. A jeszcze bardziej - jeśli jest kobietą...






  Nie dość, że cały dzień był okropny, to jeszcze spałem BARDZO mało, bo wieczorem, przez długi czas robiłem prezentację dla Brygady Świętej Inkwizycji... Zaczyna mnie to poważnie irytować. Okazało się, że jutro muszę jechać do księdza ze swoim sprzętem i uzgodnić z nimi ostatnie szczegóły...

10 WRZEŚNIA - CZWARTEK

  Jak często piszę, że nienawidzę wczesnego wstawania, tak za każdym razem się w tym utwierdzam. Wczesne wstawanie było fajne, ale we wakacje... Kiedy mogłem w każdej chwili wrócić do łóżka.

  Ogólnie to dzisiejszy dzień w szkole chciałem przewegetować, żeby tylko przeżyć. Po szkole miałem jechać do księdza, aby skończyć ostatecznie prezentację dla Brygady. Pomimo tego - udało mi się świetnie przygotować na lekcje. A zwłaszcza na polski...



  Ogólnie polonistka była zadowolona, bo nasza klasa (o dziwo) przygotowała się do lekcji. Lekcja przebiegła całkiem... Bezpiecznie. Bez przykrejszych niespodzianek. 



  Po szkole miałem jechać do księdza, ale zwolnili nas z ostatniej lekcji, więc zdążyłem jeszcze skoczyć do domu i coś zjeść. Niestety - mój spokój nie trwał wiecznie, bo już około 14:00 siedziałem na fotelu u księdza, wraz z rzeczniczką prasową, która najbardziej się angażowała w ten cały "film". Bo szczerze mówiąc wydaje mi się, że inne sekcje zupełnie to zlały...



  Myślałem, że to będzie już koniec i w domu będę musiał tylko wyrenderować całość, ale okazało się, że większość poprawek nanieśliśmy tylko na kartkę... Czeka mnie ciężki piątek...

  Właściwie to mógłbym to zrobić w czwartek wieczorem, ale wieczorem mieliśmy spotkanie na naszej salce. Brakowało nam rozmów z Panem Serduszko (tak nazywamy naszego katechetę). Niestety - na dzisiejszym spotkaniu okazało się, że prawdopodobnie już wkrótce spadnie na mnie nowy nawał obowiązków.



  W skrócie - Pan Serduszko zaproponował nam, abyśmy byli "opiekunami" jakiejś grupy młodzieżowej. Jeśli będzie to polegać na przychodzeniu co tydzień i rozmawianie z gimnazjalistami na różne tematy - jest mi to całkiem na rękę.

  Po spotkaniu, kiedy wracaliśmy rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Ja i Maddie odprowadzaliśmy Steve'a, bo ja miałem z nim kilka spraw do wyjaśnienia. Katie niestety wyszła wcześniej, bo jechała do dentysty [*]

  Kiedy było już po spotkaniu, po spacerze i po poważnych rozmowach i kiedy już byłem w domu okazało się, że jest grubo po 21, a ja nie miałem ochoty zarwać nocy dla tej durnej prezentacji.

11 WRZEŚNIA - PIĄTEK


  Dzisiaj - podobnie jak w zeszły piątek kończyliśmy o godzinę wcześniej. Pasowało mi to, bo mogłem skończyć tą okropną prezentację (niezadowalający był fakt, że kończyłem lekcje o 13:00, a byłem w domu o 14:30... Nie polecam życia na wsi.)

  Dzień w szkole był niezbyt ekscytujący. O 15:00 po południu rozwaliłem się z laptopem na łóżku, ze świadomością, że mam ponad 12 godzin na skończenie tej prezentacji. Do czasu, kiedy zadzwonił do mnie facet od telebimów...


  W ten sposób z dwunastu godzin zrobiły się cztery... Chyba żadne słowa nie oddadzą tego, jakie zabieganie panowało wtedy w moim pokoju... Co chwilę do kogoś dzwoniłem, co chwilę coś renderowałem, montowałem, a do tego doszło jeszcze zrobienie pieśni na telebim!

  W tym czasie napisałem chyba pięć maili, wykonałem grubo ponad 10 telefonów i wyrenderowałem z sześć krótkich filmików, które potem musiałem przetrawić na jeden. Niestety nie wziąłem pod uwagę tego ile czasu zajmie laptopowi renderowanie...


  Koniec końców udało mi się dogadać z gośćmi od obsługi technicznej i telebimu. Wysłałem im wersję "podglądową" filmiku (w 240p) i slajdy z pieśniami. Wersję ostateczną miałem wysłać im rano/w nocy. Ech, a tak się napaliłem na wolność w piątek...


12 WRZEŚNIA - SOBOTA


  Wstać o 5:50 w sobotę? A czemu by nie? Jeśli ktoś musi jechać operować sprzętem na jakiejś uroczystości w Żywcu... Szczerze mówiąc, to wczesne wstawanie było moim największym problemem, dopóki nie zdałem sobie sprawy z powagi sytuacji...


  Odtworzenie prezentacji (jak się spodziewałem) na mszy w jakimś większym kościele nie byłoby problemem. Ale myśl o ogarnięciu tekstów pieśni, prezentacji i całej tej technologii w Żywieckim amfiteatrze na Inauguracji Roku Formacyjnego przy dwóch tysiącach ludzi napawało mnie OGROMNYM stresem...

 Na szczęście był tam jakiś facet od obsługi telebimu, więc miałem kogoś "do pomocy". A właściwie, to ja byłem "tym do pomocy" ale to nawet lepiej dla mnie. Gorzej było z faktem, że ani ja, ani on nie wiedzieliśmy co kiedy puścić. I kiedy wszystko już się zaczęło - musiałem podbiec do chóru i spytać co i jak...


  Na szczęście facet był całkiem spoko i napisał mi numery pieśni. I pomyliliśmy się tylko kilka razy (czego mam nadzieję nie było widać). Nasze pomyłki wynikały głównie z faktu, że chór postanowił powtarzać niektóre zwrotki. No, ale nie było tak źle.


  Na szczęście już około 15:00 ksiądz stwierdził, że musimy wracać, bo wypadł mu pogrzeb... Cóż - dla mnie to było w sumie szczęście w nieszczęściu, bo nie zamierzałem spędzić tam kolejnych dwóch godzin (trochę szkoda, bo akurat trwał koncert zespołu Magnifikat, ale cóż).

  W domu byłem trochę po 16:00. Dosłownie padałem na twarz. Po zjedzeniu porządnej kolacji udałem się do upragnionego łóżka... Od czwartku spałem jakieś 9 godzin... Tak więc o 19:00 byłem już nieobecny wśród świadomych.

13 WRZEŚNIA - NIEDZIELA

  Myślałem, że jeśli pójdę spać o 19:00, to na następny dzień wstanę rano rześki i wypoczęty. Ale moje podejście zmieniło się, kiedy uświadomiłem sobie, że wstałem około 10:00...

  Postanowiłem spędzić ten dzień na nauce... Może to dziwne, ale z lekka ogarnęła mnie radość, gdy pomyślałem, że moim obowiązkiem jest TYLKO pouczyć się. (Nigdy nie sądziłem, że coś takiego napiszę).



  Cóż... Muszę przyznać, że ta cała przygoda z Brygadą Świętej Inkwizycji czegoś mnie nauczyła. Głównie radzenia sobie ze stresem w sytuacjach KRYTYCZNYCH. No, i stwierdziłem, że muszę stać się nieco bardziej asertywny. To był naprawdę ciężki tydzień. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu uda mi się pożyć nieco spokojniej!

10 komentarzy:

  1. Jeszcze rano miałam inne zdanie na temat lekcji niemieckiego, ale po mękach na 8 godzinie lekcyjnej podzielam twoje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze dochodzę do wniosku,że niemiecki to pozostałość po języku szatana.Jak nauczycielka wchodzi do klasy i mówi:"siadajcie"to brzmi to jakby mówiła:"smarki".Pozatym zazdroszczę Ci jestem w 1gim i mam dwa niemieckie w tygodniu...katorga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D w naszej klasie zawsze wygląda to tak:
      -Kuba! Kannst du eine zitronen naturlich zussamen? (Czy coś takiego xD)
      - Słucham?
      - Pani chyba właśnie kazała cie rozstrzelać.

      Usuń
  4. BAM. A ja nie mam niemieckiego, hehe :p
    Ale wiesz... post był spoko :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chlip ;v Ja zawsze marzyłem o włoskim. Niestety - dalej trwam w procesie germanizacji...

      Usuń
  5. ja też jestem na techniku cyfrowych procesów graficznych po co tam tle pisania? ale jest nawet ok najbardziej lubię podstawowe programy graficzne czy jak to sie tam nazywa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja uciekłam z niemieckiego i teraz w liceum uczę się rosyjskiego :) Też nie lubię środy! I jeszcze te dwa polskie ;0 bo z matematyk jestem zadowolona :)
    Weekend niespodziewanie pracujący -_-
    ~http://kisieltruskawkowy.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie ty pokrzywdzone przez los dziecko jesteś XDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlatego wybrałam hiszpański (na szczęście miałam taką możliwość). Tyle, że przez dwa lata jeden nauczyciel praktycznie niczego nas nie nauczył (jestem w 3. gimnazjum), a jak odszedł ze szkoły, to dali nam native speakera xd. On chyba myśli, że jesteśmy skończonymi idiotami i musimy z nim gadać po angielsku...

    Zakredkowana

    OdpowiedzUsuń

Kilka wskazówek dla komentujących:

#1 Staraj się, aby twój komentarz był rozwinięty
#2 Pisz co myślisz i nie bój się dyskusji
#3 Jeżeli już obrażamy się nawzajem, to z szacunkiem