W połowie lipca wiedziałem już, że będę przyjęty na studia! Teraz pozostało tylko jedno... Znaleźć sobie zakwaterowanie. Niestety... Kilkugodzinne dojazdy z mojej wioski totalnie nie wchodziły w grę. Po wielu dniach przeszukiwania OLX, czy nawet jeżdżenia i oglądania mieszkań - wreszcie znalazłem coś dla siebie. Nie pytajcie jak... Po prostu się udało. Na całe szczęście 15 lipca był tak zwanym "czerwonym" świętem i z tej okazji dostałem parę dni wolnego, więc udało mi się pojechać na "oględziny" mojego potencjalnego nowego domu. Oczywiście zachowałem wszelkie środki ostrożności.
Mieszkanko, które wybrałem na mój przyszły dom znajdowało się na małym osiedlu z dala od centrum. Obecnie wynajmuje je dwóch typków, którzy mieszkają i pracują sobie w Krakowie. Akurat nadstaje im jeden pokój, więc wynajmują go studenciakom. Kiedy zobaczyłem ich kolekcje płyt, mang i spis seriali, które obejrzeli na Netflixie stwierdziłem, że to idealne miejsce dla mnie! Całości uroku dodawały dwa mieszkające tam koty.
Mieszkanko, które wybrałem na mój przyszły dom znajdowało się na małym osiedlu z dala od centrum. Obecnie wynajmuje je dwóch typków, którzy mieszkają i pracują sobie w Krakowie. Akurat nadstaje im jeden pokój, więc wynajmują go studenciakom. Kiedy zobaczyłem ich kolekcje płyt, mang i spis seriali, które obejrzeli na Netflixie stwierdziłem, że to idealne miejsce dla mnie! Całości uroku dodawały dwa mieszkające tam koty.
W firmie w której pracowałem w czasie wakacji produkcja trwa nieprzerwanie, 24 godziny, 7 dni w tygodniu i zatrzymuje się tylko na ważniejsze święta. Wyobraźcie sobie jak czułem się po trzech miesiącach pracy, dzień w dzień, bez ani jednej przerwy. Moglibyście nazwać mnie leniwym, zniewieściałym dzieckiem, które boi się pracy, ale miałbym to w dupie. Choćbym zarabiał dziesiątki tysięcy miesięcznie, to i tak nie chciałbym pracować w miejscu, gdzie praktycznie nie ma czasu na życie prywatne.
Praca w fabryce jest dobra dla kogoś, kto nie ma żadnych szczególnych hobby/zainteresowań. Serio, po wykreśleniu obowiązków domowych, czasu na spanie, higienę i jedzenie zostawały mi około cztery godziny wolnego czasu dziennie. Przy czym należy zaznaczyć, że często wracałem do domu tak styrany, że nie byłem w stanie skupić się na niczym. Nosz ja cię... XD Dla mnie to jest chore, że ktoś może być zaangażowany w pracę bardziej niż w życie prywatne. Przepraszam, że obrażam teraz znaczną część społeczeństwa, ale jedyne czego nauczyłem się w tej pracy (oprócz przeklinania na wszystko i wszystkich) to że lepiej zapierdalać w szkole przez kilkanaście lat, niż potem męczyć się do emerytury, żyjąc tylko od urlopu do świąt...
I mniej więcej tak mi zleciał sierpień. Pod koniec miesiąca byłem już tak styrany, że pomimo mojej szczerej chęci pracy do połowy września (kasa tak bardzo potrzebna) postanowiłem rzucić to w pizdu. Jeszcze nigdy nie czułem takiej ulgi, jak podczas wychodzenia z pracy ostatniego dnia. Patrzyłem na tych ludzi z dziką satysfakcją i myślą: