21 grudnia 2018

Moje studenckie początki - co fajnego jest w studiach?

  Minęła jesień, rok akademicki trwa w najlepsze, więc wydaje mi się, że wypadało by napisać krótką relację z tego jak wyglądały moje początki w wielkim studenckim świecie.

  Szczerze mówiąc nie bałem się jakoś specjalnie pójścia na studia. Byłem bardzo podekscytowany. No wiecie... Nowe miasto, nowi znajomi, wszystko nowe! Kiedy zaczął się październik, rzeczywistość okazała się jeszcze lepsza niż moje oczekiwania. Mój kierunek okazał się asem wyciągniętym z talii kart 😁

  Oczywiście nie przez cały czas było kolorowo. Tutaj możecie poczytać o Najgorszych stronach studenckiego życia. No, ale przejdźmy do sedna tego posta, czyli do tego co okazało się najfajniejsze w moich studiach:

1. Nowi znajomi.

  Po skończeniu gimnazjum i technikum z paskudną klasą obawiałem się, że na studiach również trafią mi się mega nieogarnięci ludzie. Na szczęście po kilku wakacyjnych spotkaniach i pierwszych dniach studiowania okazało się, że trafiłem na najlepszych ludzi ever.


  Ze względu na ten sam kierunek - wszyscy mamy w miarę podobne poglądy i zainteresowania, przez co świetnie się wszyscy dogadujemy. W dodatku nie rzucamy sobie kłód pod nogi i staramy się pomóc kiedy tylko możemy. Na serio, życzę każdemu, żeby trafił na takich ludzi na studiach.

2. Luz.

  Jeśli chodzi o ilość godzin jakie spędzam na uczelni to jest ona śmieszna w porównaniu do tego, co musiałem przeżywać w poprzednich szkołach.


  Jedynym problemem jest to, czy między zajęciami bardziej opłaca się wracać do mieszkania, czy poszwendać po mieście i przygotować na następne zajęcia. Ja akurat mam kilkugodzinną przerwę między zajęciami z wideo a rysunkiem, więc w wolnym czasie siadam w jakiejś urokliwej kawiarence i odrabiam "prace domowe" z rysunku.

3. Koniec bezużytecznych przedmiotów.

  To jest chyba jedna z najlepszych rzeczy w całym studiowaniu. Wolę siedzieć przez trzy godziny na zajęciach z rysunku, niż chociażby pół godziny na matematyce.



  Muszę szczerze przyznać, że odkąd zupełnie przestałem obcować z matematyką, to moje matematyczne zdolności poleciały na łeb na szyję. Ale mam to gdzieś. Przez ostatnie miesiące ostro ćwiczę sztuki plastyczne i znajduję w sobie tyle zaniedbanych talentów, że aż mi przykro. Niby dlaczego mam dbać o umiejętności matematyczne, kiedy mogę rozwijać swoją artystyczną stronę?

4. Nowe środowisko.

  Po jakichś dwóch tygodniach (kiedy przestałem bać się tramwajów, miliona skrzyżowań, i wszechobecnego tłumu) wielkie miasto naprawdę zaczęło mi się podobać. (A uwierzcie mi, że wcześniej bałem się miasta jak dziecko ognia.) Mam już ulubione kawiarnie, miejscówki do jazdy na rolkach czy ulubione trasy którymi wracam do domu.



  Serio, jeśli tak jak ja cykacie się przeprowadzki, bo przytłacza was ogrom większych miast to nie macie się czego bać. Ręczę za siebie, że max dwa tygodnie i będziecie mieć wszystko obczajone jakbyście mieszkali tam od zawsze.

5. Studenckie profity.

  Teraz słuchajcie, zdradzę wam sekret jak ustawić się na studiach już na samym początku. Angażujcie się w jak najwięcej wydarzeń, które organizuje wasza uczelnia. Mam na myśli wycieczki, festiwale, przeglądy i inne akcje. (Oczywiście na tyle na ile dacie radę.) A najlepiej zapiszcie się do Samorządu Studentów.


  Nie dość, że załatwicie sobie znajomości u wpływowych osób, to jeszcze będziecie mieć z tego masę profitów; zniżek studenckich 💕 zwolnień z mniej ważnych zajęć, czy po prostu nowych znajomych. No i nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam mieć świadomość, że organizuję sobie czas najbardziej pożytecznie jak się da.

6. Opcjonalna praca.

  Jeśli tak jak ja należycie do biedniejszych studentów, lub po prostu lubicie dużo wydawać, to świetnym wyjściem jest znalezienie sobie pracy dorywczej. W pracy naprawdę można oderwać się od uczelnianych problemów, i poznać kolejnych świetnych ludzi.



  Cały czas zastanawiam się czy napisać wprost gdzie pracuję, jednak z dnia na dzień dzieją się tam coraz bardziej przypałowe akcje. Podejrzewam, że jeśli kiedyś napiszę co się tam działo, to owo miejsce na bank straci swoją renomę, więc w przyszłości będę się o nim wypowiadał dość niejasno 😉 W każdym razie serdecznie polecam pracę w miejscach, gdzie zatrudniają się młodzi ludzie.

7. Samodzielność.

  To co jest najwspanialsze to niemalże całkowite stawanie się niezależnym. Mniej więcej po pierwszym miesiącu (kiedy nauczymy się już funkcjonować samodzielnie) nasze życie zaczyna się stabilizować. Jesteśmy dumni z siebie i czujemy się jakbyśmy właśnie osiągnęli najwyższy stopnień niezależności.


***

  To tylko niewielki wycinek tych wszystkich fajnych historii które spotkały (i miejmy nadzieję jeszcze spotkają) mnie na studiach. Obecnie, po dwóch miesiącach studiowania mogę śmiało powiedzieć, że studia to super sprawa i chyba nie chciałbym zaraz po szkole stabilizować sobie życia i pracować na poważnie.

  Zobaczymy czy będę miał równie pozytywne podejście za rok i po samym skończeniu studiów xD Podejrzewam, że do tego czasu wiele może się zmienić, ale na razie postaram się żyć chwilą i cieszyć z  dodatkowego czasu na doskonalenie moich zdolności ✌

Tekst, obrazki: Kuba. Grudzień 2018

  Jeżeli też macie jakieś przemyślenia na temat studenckich początków to możecie podzielić się w komentarzach, najlepiej na facebooku 😉. Może zrobi się jakiś edit posta, albo doprecyzuje niektóre zagadnienia.

  Przypominam także o obserwowaniu mnie na Instagramie, gdzie dzieje się znacznie więcej niż tutaj:

 instagram.com/xkajot

11 grudnia 2018

Najgorsze strony studenckiego życia.

  Minęła jesień, rok akademicki trwa w najlepsze, więc wydaje mi się, że wypadało by napisać krótką relację z tego jak wyglądały moje początki w wielkim studenckim świecie.

  Rozmawiając ze znajomymi doszedłem do wniosku, że wielu z nas bardzo podobnie przeżywało pójście na studia. Postanowiłem spisać najwięcej podobnych spostrzeżeń, i w tym poście skupię się tylko na ciemnych stronach bycia studentem. Studiowanie ma duuużo więcej pozytywnych stron, więc muszę na nie przeznaczyć osobny post 😉

  Gościnnie wypowie się również Alicja, którą możecie kojarzyć stąd [klik]. No, ale przejdźmy do sedna:

1. Zanim się przeprowadzimy...

  ...kiedy jeszcze jesteśmy w rodzinnym domu dopada nas pierwsze załamanie. Najczęściej pojawia się, kiedy zaczynamy myśleć o przeprowadzce, lub kiedy pierwsze bagaże są już wywiezione. Dociera do nas, że właśnie zostawiamy za sobą jakąś część naszego życia, i że już wkrótce będziemy musieli zmierzyć się z zupełnie nową rzeczywistością.


  Moje badania na znajomych wykazały, że wiele dziewczyn płacze w trakcie tej fazy. Mężczyźni oczywiście nie płaczą, i tak jak w moim przypadku najczęściej kończy się na słuchaniu smutnych piosenek i patrzenie w szybę samochodu lub autobusu podczas jazdy.

2. Poczucie wolności.

  Poczucie to pojawia się mniej więcej w pierwszym tygodniu mieszkania w nowym miejscu. Wtedy nie mamy jeszcze tak dużo rzeczy na głowie, więc możemy sobie pozwolić na "odrobinę" szaleństwa.


  Poznajemy nowych ludzi, którzy chcą tak jak my stworzyć sobie strefę komfortu, znaleźć fajnych znajomych i zbudować dookoła siebie jak najlepszą atmosferę. Biorąc pod uwagę brak kontroli rodzicielskiej najczęściej kończy się to wieczorowymi wypadami na piwko, imprezami i innymi formami integracji.

  W moim przypadku stan "hulaj duszo, piekła nie ma" minął mniej więcej po dwóch tygodniach. Fajnie było robić rzeczy, na które rodzice nigdy by się nie zgodzili, ale ileż można? Polecam każdemu wyszaleć się zaraz na początku, póki na uczelniach się nie dzieje nic specjalnego.

3. Poczucie bezsensu.

  Stan ten jest zazwyczaj krótkotrwały i występuje nieregularnie. Zapewne znacie to uczucie, kiedy nadchodzi jesień i zupełnie znikąd pojawia się smutek i dołujące myśli. Nawet nie wiecie jak dobrze jesienna chandra dogaduje się ze świeżymi studentami...


  Najważniejsze jest to, żeby w takich sytuacjach zamienić piwo na gorącą czekoladę. (Picie na smutno to zły pomysł.) Zazwyczaj takie stany trwają tyle ile przeciętne jesienne smuteczki, więc z całą pewnością są do przeżycia.

4. Żal i tęsknota...

  Osobiście nie zaobserwowałem u siebie tego stanu, ale wiem o nim z opowieści moich znajomych. U każdego przejawia się w innym okresie czasu, ale najczęściej około drugiego lub trzeciego tygodnia, zwłaszcza w sytuacji kiedy sami musimy samodzielnie przyrządzić posiłek, wydać kolejne 20 zł lub sami kupić sobie papier toaletowy.


  Podejrzewam, że problem mija w momencie kiedy nauczymy się przy okazji zwykłych zakupów kupować worki na śmieci, i samodzielnie gotować. Oczywiście wiadomo, że najlepiej nam będzie u rodziców, no ale kiedyś w końcu trzeba zacząć latać o własnych skrzydłach.

5. Mam to wszystko w [...]!

  Jeśli tak jak ja - jesteście biedakami i dorabiacie sobie po zajęciach to muszę Was ostrzec. Pamiętajcie po co przyszliście na studia. W pewnym momencie miałem na uczelni bardzo ciężki tydzień. Nawet popłakałem się kiedy spojrzałem na listę rzeczy które mam do zrobienia. Jakiś czas później poszedłem do pracy...


  To jest pułapka jaką przygotowują dla nas jesienne smuteczki. Wydaje nam się, że w pracy jest tak super, a uczenia to syf i same obowiązki. Może i czasami tak jest, ale pamiętajmy - studiujemy po to, żeby w przyszłości zarabiać gruby hajs za robienie czegoś, co nie wyssie z nas całej energii życiowej.

  Jeśli komuś z Was wpadnie do głowy pomysł rzucenia studiów dla pracy, która do tej pory była dorywcza, to niech kupi sobie żel na obrzęki, siniaki i stłuczenia, a potem zgłosi się do mnie. Jestem pewien, że jakoś wyperswadujemy sobie co jest w życiu ważne.

6. Niesprawiedliwość.

  Mam na myśli moment w którym uświadamiacie sobie jak bardzo różnią się uczelnie i warunki na nich panujące. Podczas próby zbadania czy na studiach jest lepiej czy gorzej niż w szkole doszedłem do wniosku, że jest to kwestia bardzo indywidualna.



  Serio, kiedy czasami rozmawiam z ludźmi, którzy również studiują na pierwszym roku zastanawiam się jak to możliwe, że to jest ten sam etap edukacji. Osobiście polecam studia artystyczne. Jest na nich tyle samo (o ile nie więcej) pracy niż na zwykłych studiach, ale przynajmniej jest ona choć trochę mniej męcząca psychicznie.

7. Zamiana pasji w udrękę (relacja świadka)

  Hola i cześć! Jestem Alicja i zaczęłam studiować lingwistykę stosowaną (język rosyjski i chiński). Pewnie pomyśleliście sobie w tym momencie, że mi odbiło. Spoko, bo po pierwszych kilku tygodniach też tak o sobie pomyślałam. Uwielbiam języki, sama uczyłam się włoskiego, nawet napisałam maturę z hiszpańskiego... Jednak nie byłam gotowa na to, co czekało mnie na studiach lingwistycznych...

  Nagle moje hobby stało się obowiązkiem. Ilość pracy na studiach mnie przytłoczyła do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać co ja tutaj robię. Języki były moją pasją, ale już nie mogę ich znieść... Może to nie jest to co powinnam robić w życiu?

  Na chińskim uczę się, wkuwam i patrzę na znaki, ale bez rezultatów... Na rosyjskim właściwie nie jest lepiej. Po trzech tygodniach nauki zawaliłam dyktando. Niby wiem co mam mówić, ale brzmi to sztucznie... A, no i witamy rosyjski alfabet, który inaczej wygląda wydrukowany, inaczej wygląda napisany odręcznie i jeszcze inaczej się go czyta...


  I weź się człowieku naucz z takich notatek... Normalnie krew zalewa i szlag jasny trafia.

***

  To chyba wszystkie najczęściej występujące przykre epizody w życiu nowych studentów. Mam nadzieję, że jeśli też jesteście studentami, to równie dobrze radzicie sobie w podobnych sytuacjach. Jeśli natomiast zamierzacie iść na studia, to potraktujcie ten post jako przestrogę przed okropnościami, które mogą was dopaść.

  Jeżeli też macie jakieś przemyślenia na temat studenckich początków to możecie podzielić się w komentarzach, najlepiej na facebooku 😉. Może zrobi się jakiś edit posta, albo doprecyzuje niektóre zagadnienia.

  Przypominam także o obserwowaniu mnie na Instagramie, gdzie dzieje się znacznie więcej niż tutaj:

 instagram.com/xkajot
Tekst: Kuba, Alicja; Obrazki: Kuba
Grudzień 2018