16 LISTOPADA - PONIEDZIAŁEK
Ten dzień od rana źle się zapowiadał... Było mi niedobrze, bolała mnie głowa i miałem wszelkie inne objawy jakiegoś wirusa... Napisałem do mamy, żeby załatwiła mi zwolnienie u wychowawczyni...
Po jakimś czasie oczywiście znalazł się jakiś autobus. Co nie zmienia faktu, że zwolniłem się około 9:00, a w domu byłem dopiero o 13:00... Daily autobusy...
W międzyczasie musiałem słuchać o perypetiach "miłosnych" znajomego z klasy, który nie wiedzieć dla czego - był zafascynowany moją znajomą...
17 LISTOPADA - WTOREK
Zaczęło się nieźle... Zaspałem na autobus, ale na szczęście zdążyłem na lekcje. Głównie dlatego, że nauczycielka nieco się spóźniła.
Przy okazji spotkałem koleżankę o którą wczoraj wypytywał mnie randomowy gość z klasy. Była nieco przerażona, ale na pewno nie aż tak, jak ja z racji te, że w szkole grasuje GG-gej podrywacz... Do tej pory cieszę się, że nie wysłałem mu swojego zdjęcia...
Przy okazji okazało się, że nie mamy dzisiaj WFu, więc kończyliśmy dwie godziny wcześniej! Mogłem przeznaczyć nieco więcej czasu na grę na keyboardzie, bo ostatnio idzie mi - delikatnie mówiąc - kiepsko...
18 LISTOPADA - ŚRODA
Dzisiaj był bardzo "bogaty" dzień. Pisaliśmy wypracowanie klasowe na języku polskim. A na WOSie omawialiśmy bardzo ważne życiowe kwestie.
Ale i tak największy fail tego dnia popełniła Maddie, kiedy wracaliśmy do domu... Wraz z kilkoma kumplami z mojej klasy rozmawialiśmy o najnowszych premierach filmowych...
Ech... I weź tu potem traktuj rudych ludzi normalnie...
19 LISTOPADA - CZWARTEK
Nie jestem pewien czy ten dzień mogę zaliczyć do szczęśliwych, czy też nie. Dzisiaj zaczynaliśmy lekcje o trzy godziny później niż zwykle. Niestety - stało się tak dlatego, że krewny naszej nauczycielki miał wypadek, więc nie mogła przyjść do pracy.
Zaczęliśmy od lekcji polskiego. Później okazało się, że nie ma religii i jesteśmy zwolnieni o godzinę wcześniej. Nie było mi to na rękę, bo i tak musiałem zostać dłużej, żeby iść do szkoły muzycznej. Udało mi się - w pewnym sensie - upchnąć na lekcję do klasy Judy.
Jakoś przeżyłem ten WDŻ. Później jechałem już prosto na muzykę. Przyznam, że pani która mnie uczy może być narażona na problemy ze stanami umysłowymi, bo raz potrafi mnie strasznie pojechać za to, że nic nie umiem, a zaraz potem chwalić za zagranie czterech taktów...
20 LISTOPADA - PIĄTEK
O tym dniu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że był pechowy. Zawsze gdy jeżdżę do szkoły mam dwie opcje - jechać o 7:07 z przesiadką, lub jechać o 7:36 bez przesiadki spod domu (spóźniam się). Niestety - dzisiaj autobus jadący po 7:07 miał dość duże opóźnienia, więc kiedy się przesiadałem - wsiadłem do tego, który jechał o 7:36. Tak oto straciłem 30 minut z życia...
Ach, i przy okazji dostałem 1 z angielskiego, rozbolała mnie głowa a w szkole spotkałem wielu ludzi, których nie chciałbym spotkać. Całkiem super dzień...
21 LISTOPADA - SOBOTA
Po niefortunnym piątku nadszedł czas na nieco luzu. W sobotę wraz ze znajomymi udaliśmy się do kina na ostatnią część "Igrzysk Śmierci". Było bardzo ciekawie... Zwłaszcza kiedy kupowaliśmy bilety...
Czyli jednak istnieją jeszcze bezinteresowni ludzie na tym świecie! Płacić 10 zł zamiast 15 - to już coś!
Kiedy poszliśmy kupić jakiś prowiant do sklepu, zauważyłem ochroniarza stojącego przed wejściem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale po dogłębniejszej wzrokowej analizie doszedłem do wniosku, że ot mój znajomy, który w zeszłym roku skończył szkołę. Nasza relacja opierała się głównie za wzajemnym wyzywaniu się.
Kiedy przechodziłem obok niego zacząłem wiercić go wzrokiem. Świadomość, że nie może mnie obrazić była cudowna! Ale chyba w pewnym momencie prawie nie wytrzymał...
Kilka kroków później Steve wpadł w lekką panikę...
Później oczywiście zorientował się, że to był mój znajomy, ale pierwsza reakcja była bezcenna...
Co do samego filmu - bardzo mi się podobał (pomimo, że nigdy nie oglądałem "Igrzysk...") i trochę żałuję, że nie obejrzałem wcześniej poprzednich części. Ale cóż... chyba będę miał jeszcze czas na nadrobienie tego.
Kiedy poszliśmy kupić jakiś prowiant do sklepu, zauważyłem ochroniarza stojącego przed wejściem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale po dogłębniejszej wzrokowej analizie doszedłem do wniosku, że ot mój znajomy, który w zeszłym roku skończył szkołę. Nasza relacja opierała się głównie za wzajemnym wyzywaniu się.
Kiedy przechodziłem obok niego zacząłem wiercić go wzrokiem. Świadomość, że nie może mnie obrazić była cudowna! Ale chyba w pewnym momencie prawie nie wytrzymał...
Kilka kroków później Steve wpadł w lekką panikę...
Później oczywiście zorientował się, że to był mój znajomy, ale pierwsza reakcja była bezcenna...
Co do samego filmu - bardzo mi się podobał (pomimo, że nigdy nie oglądałem "Igrzysk...") i trochę żałuję, że nie obejrzałem wcześniej poprzednich części. Ale cóż... chyba będę miał jeszcze czas na nadrobienie tego.
22 LISTOPADA - NIEDZIELA
Dzisiaj w naszym domu - jak co niedzielę - odbyła się kolejna afera o kościół. Rodzice chyba w pełni nie rozumieją moich poglądów religijnych związanych z kościołem i jego podejściem do wiary, ale dzisiaj po raz kolejny potwierdziły się moje poglądy.
Chyba nigdy nie zrozumiem celu publicznej katechizacji (o ile tak to można nazwać) ale cóż...