31 STYCZNIA - NIEDZIELA
Ten dzień już od rana był BARDZO stresujący i napięty. Zaczęło się od pobudki około 9:00. Wolałem wstać trochę wcześniej, niż później się spieszyć. Niestety - te kilka minut więcej nie sprawiło że poczułem się swobodniej...
Nieco przed 10:00 wyszedłem z domu. Musiałem odebrać wieniec, i szczerze mówiąc - zupełnie nie wiedziałem gdzie i kiedy powinienem był dać wieniec pogrzebowy. Zazwyczaj takie duże skupiska wieńców są przy trumnie, ale nie byłem pewien czy dać go do karawanu, czy poczekać aż trumna zostanie wniesiona. Na szczęście wybrałem tę drugą opcję.
Msza była naprawdę pięknie poprowadzona. Gdyby nie to że nafaszerowałem się jakimiś psycholekami to na sto procent bym się rozkleił. Zaraz po komunii wyniosłem się z kościoła i zadzwoniłem po mamę, żeby jakoś dostać się na przegląd kolęd.
No cóż... Okazało się, że mój pośpiech nie był taki konieczny. Jednak czas, który zyskaliśmy przeznaczyliśmy na jeszcze jedno przećwiczenie całości. Stwierdziliśmy, że już lepiej nie będzie, więc postanowiliśmy powoli wnosić sprzęt do kościoła.
Co prawda musieliśmy odczekać dość trochę czasu nim przyszła nasza kolej, ale stres był tak wielki, że nawet nie zauważyliśmy kiedy znaleźliśmy się przed publicznością... Kiedy zaczęliśmy nasze "show" byliśmy jak zahipnotyzowani. Przez te godziny ćwiczeń wszystko szło tak łatwo, że właściwie robiliśmy to odruchowo. Co nie zmienia faktu, że zdarzały się wpadki...
Koniec końców - wyszło nam NAPRAWDĘ świetnie. Ludzie bili brawa przez dobre pół minuty! Widać było, że znudziły im się pojedyncze, schematyczne piosenki, a nasz miks ośmiu kolęd i stylów muzycznych był idealnym oderwaniem od rutyny! Później podeszła do nas nauczycielka muzyki z gimnazjum, żeby nam pogratulować! Trudno opisać jakie emocje nam wtedy towarzyszyły, ale wyszliśmy z kościoła mega zadowoleni!
Wydaje mi się, że to było najlepsze zakończenie najlepszych ferii ever! Przez te emocje zupełnie nie miałem sił, żeby myśleć o poniedziałku, ale to było nie ważne. Udało mi się pierwszy raz wystąpić przed publicznością! W końcu mój związek z muzyką jest w jakiś sposób fizycznie potwierdzony! Marzenia się spełniają :D