17 czerwca 2020

MARZEC 2020 - Jak zawaliły się moje wszystkie plany...

  W marcu rozpoczął się nowy semestr. Od marca ja i Dominika mieliśmy zacząć chodzić na basen w ramach zajęć z wychowania fizycznego. Stwierdziliśmy, że nic nam w tym nie przeszkodzi i w końcu nam się uda! Oh, któż by pomyślał, że tak potoczą się sprawy...

Pierwszy tydzień marca:


Drugi tydzień marca:


  Trzeci tydzień marca:



  No i takie właśnie jest życie. Kiedy myśleliśmy, że WF na basenie to jedyna droga do wspólnego wyjścia na basen okazało się, że ciąży nad nami jakaś klątwa i nie możemy tak po prostu pójść na popływać. Serio, teraz jak skończy się to całe gówno, to nawet nie pomyślę o wyjściu na basen z Dominiką, bo zacznie się prawdziwa apokalipsa...

***

  W marcu miałem urodziny. Cóż... Pomyślałem, że skoro zaczęła się pandemia i wszyscy muszą siedzieć w domach, to może będę mógł urządzić jakąś kameralną posiadówkę ze znajomymi, postawić im po piwie w jakiejś knajpie czy coś. Niestety, dwa dni po wpadnięciu na ten pomysł rząd obwieścił, że wszystkie knajpy mają być zamknięte, a większość moich znajomych i tak wyjechała z Krakowa do domów...


  Na szczęście mieszkam z najwspanialszymi współlokatorkami świata i we dwie zorganizowały mi wspaniałą imprezę ze wspaniałymi prezentami, o której nie chcę nikomu mówić, bo tak straszne rzeczy się wtedy działy. Powiem wam tylko, że dzięki prezentom będę mógł wejść na dużo wyższy poziom wtajemniczenia w świecie "Pięćdziesięciu Twarzy Greja".


***

  W marcu, kiedy zaczęła się ta cała Pandemia mieliśmy dużo wolnego czasu. Wraz ze wszystkimi współlokatorami postanowiliśmy, że będziemy co jakiś czas urządzać wieczory filmowe i będziemy oglądać jakieś ambitne lub kultowe filmy.


  Pomimo tego, że przeważnie oglądamy jakieś luźne produkcje, to takie wieczory są naprawdę fajne. Mam wrażenie, że nawet najmniej dojrzałe filmy mogą być przesycone fajnymi wartościami.

***

  W połowie marca Dominika znalazła sobie nowe hobby (jeżeli można to tak nazwać). Zaczęła zawzięcie sprzedawać w internecie swoje stare rzeczy: maskotki, książki, różne ozdoby do pokoju i inne bibeloty. Przyznam, że to całkiem fajny sposób na zarobek, ale niestety - większość z tych rzeczy trzeba było wysłać pocztą. Niestety, poczta w polsce nie należy do najbardziej przyjaznych miejsc...


  Poza wysyłaniem zwykłych paczek korzystaliśmy też z paczkomatów. Niestety, pomimo że paczkomaty bardzo ułatwiają życie - mogą też znacznie je komplikować.


  No cóż. Życie byłoby zbyt piękne, gdyby wszystko było tak proste jak byśmy chcieli. Z drugiej strony chociaż jedna rzecz mogłaby być taka jak powinna...

***

  Jako że z nadejściem pandemii przybyło nam wolnego czasu - postanowiliśmy wziąć się za jakiś ambitny projekt. Dominika i moja druga współlokatorka (przyjmijmy, że nazwyała się Kasia) od dłuższego czasu piszą scenariusz do komiksu. Nie powiem, że jest to jakaś turbo ambitna produkcja, ale zapowiada się dość ciekawie. Dominika stwierdziła, że jeśli naszkicuję jej okienka komiksu, to może wziąć się za rysowanie. Zgadnijcie jak się to skończyło xD


  Prócz kilku szkiców zrobiliśmy też jakieś arty. Niestety - dalej nam niż bliżej do powstania całego komiksu, ale wierzymy, że za parę lat będziemy zarabiać krocie na copyrightsach i trademarkach z gadżetów.


  No cóż, mieliśmy nadzieję, że przy takiej ilości wolnego czasu uda nam się narysować jakąś sporą część komiksu, ale znając nasz zapał i zaangażowanie - wcale nie zdziwiło mnie jak zakończyła się historia naszego komiksu. Nie przewidzieliśmy też jak bardzo obciążą nas wykładowcy w kwietniu, ale cóż... Przeczytacie o tym (miejmy nadzieję) za tydzień 😉

9 czerwca 2020

LUTY 2020 - Plaga chorobowa

  Kiedy nadeszła sesja myślałem, że ten rok nie może być cięższy. Oh, ależ ja się myliłem. Ale po kolei. Cały czas ciągnęła się za mną sprawa niezakończonego niedoszłego związku z Krystianem. Uwierzcie mi, że na początku byłem bardzo napalony na tę znajomość. Po dwóch tygodniach zaczęła mnie ona męczyć, ale po miesiącu miałem po prostu wyjebane. Wiem, że to okropne, bezuczuciowe i w ogóle, ale nie widziałem innego wyjścia.


  W pewnym momencie powiedziałem Krystianowi, że znajomość oparta na czułych słówkach i romantycznych wieczorach nie ma sensu, jeśli nie ma w niej jakichś konstruktywnych rozmów. Niestety, on był prawdziwym Romeo, Julią i Werterem w jednej osobie. Kiedy ja chciałem spędzić noc na dokańczaniu projektów na zaliczenie - on dzwonił, że za piętnaście minut wysiada z autobusu i idzie do mnie.

  Cóż, niestety nie jestem psycho-socjo-cokolwiek-logiem i postanowiłem po prostu urwać z nim kontakt. Dałem mu o tym jasno do zrozumienia, i mniej więcej tak zakończyła się nasza znajomość. Co prawda próbował potem dodzwonić się do mnie z numerów koleżanek, ale obeszło się bez większych przypałów.

  Wnioski: jeśli ubiegacie się o czyjeś względy nie myślcie tylko o sobie i pamiętajcie, że każdy ma inne potrzeby i różne rzeczy czuje i odbiera inaczej niż wy.

***

 Okej, teraz najstraszniejsza historia mojego życia. Mniej więcej po zakończeniu "relacji" z Krystianem zachorowałem. Bardzo swędziała mnie jama ustna, miałem dużo aft, a czternastego lutego dopadła mnie okropna gorączka, duszności i inne takie. Przysięgam, że nigdy nie czułem się tak źle jak wtedy. Moje złe samopoczucie potęgowały nieustające telefony od mojego niedoszłego... Dwa razy udałem się do doktora, przy czym za drugim razem prawie umarłem ze stresu.


  Cóż, poczytałem w internecie o objawach zakażenia HIVem, i powiem wam kolokwialnie, że niemal zesrałem się ze strachu. Zawsze na siebie uważam, i nie doprowadzam do żadnych ryzykownych zachowań. No, ale cóż, chcąc nie chcąc musiałem się zbadać. Mówię wam, dzień czekania na wyniki był najgorszym dniem mojego życia...


  Następnego dnia odbierałem wyniki. Specjalnie czytałem jak poprawnie je interpretować, żeby nie było wtopy. Okazało się, że HIV w mojej krwi jest niereaktywny, to znaczy, że w próbkach nie wykryto obecności wirusa, ani przeciwciał. Możecie tylko sobie wyobrazić jak szczęśliwy wracałem z przychodni.


  Oczywiście żeby test był wiarygodny musiałbym zbadać się około sześć tygodni później, ale w tamtej chwili była to wystarczająca ulga. Wnioski: uważajcie na siebie i badajcie się regularnie na różne syfy, żeby w przyszłości nie mieć niemiłej niespodzianki.

  Summa summarum okazało się że to jakiś zwykły wirus. Podejrzewam, że mogłem zarazić się opryszczką, która nie jest tak straszna jak HIV, ale i tak będę milion razy bardziej na siebie uważał.

***

  Luty był również miesiącem, w którym spędziłem najwięcej czasu mojego życia z Donem. Don to dla przypomnienia pies Dominiki, dla którego jestem trochę przybranym tatą. Dominika na początku nowego semestru znalazła pracę dorywczą - zajmowała się dziesięcioletnią dziewczynką. Zaprowadzała ją do i ze szkoły, zostawała z nią na noc, pomagała w nauce i takie tam. Kiedy ona "dobrze się z nią bawiła" - ja byłem ojcem na ćwierć etatu.


  Łono to specyficzne ułożenie nóg. Jeśli Dominika siedzi po turecku i powie "wskakuj do łona" - Don układa się w jej nogach. Dlatego nazywamy to miejsce łonem. Niestety ten pies jest uzależniony od łona, więc po kilku nocach spędzonych z nim - czułem że moje nogi nie wyrabiają.


  Pewnej nocy (na przełomie stycznia i lutego) Don musiał przeżyć swoją pierwszą noc bez Dominiki. Od początku ustaliliśmy, że piesu śpi ze mną, więc miał czekać grzecznie aż wrócę z pracy. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wcale nie czekał tak grzecznie jak powinien...


  Na szczęście po kilku nocach ten świnkopies przyzwyczaił się do spania ze mną i tak ryzykując naderwanie mięśni moich ud nauczyliśmy się spać razem. Niestety nasze wspólne spanie nie trwało tak długo, gdyż już w marcu opieka nad dziewczynką Dominiki miała się rychle zakończyć...

***

  W lutym znowu spróbowaliśmy z Dominiką pójść na basen. Stwierdziliśmy że musi nam się  w końcu udać, w końcu przecież to tylko dwugodzinne wyjście...


 Tydzień później:


  Kolejny tydzień:



  No i właśnie tak niefortunnie upłynął mi luty. Czy w marcu udało nam się pójść na basen? Hmm... Myślę że domyślacie się odpowiedzi, ale stay tuned!


***


Jak zawsze odsyłam was na mojego Instagrama, bo tam w story jestem bardziej aktywny niż tutaj:



1 czerwca 2020

STYCZEŃ 2020 - Zaczynamy najgorszy rok świata!

  Wiecie jak to jest się rozczarować? Poczuć ogromny zawód? Uderzyć twarzą o ścianę z pleksi? Tak właśnie wygląda nieustannie moje samopoczucie w 2020.

  Wszystko zaczęło się mniej więcej 2 stycznia (niestety mój stan 1 stycznia nie był najlepszy). Moja współlokatorka Dominika miała bardzo dobry nastrój. Ale mówiąc dobry mam na myśli: wyglądała co najmniej jak opętana.


  Cóż, przez kilka ostatnich dni mam ochotę chodzić w kółko i wypominać jej: "a nie mówiłem", ale nie jestem taki. Może zacznijmy po kolei opisywać tragedie tego roku.

***

  Na początek może jakaś lekka historia. Pamiętacie mój ostatni wyjazd na narty? Cóż... W tym semestrze czekała nas powtórka. Było niewiele lepiej niż na poprzednim wyjeździe, jednak tym razem skończyłem bez rozwalonego palca. No i wraz z Dominiką podjęliśmy decyzję, że w nadchodzącym semestrze KATEGORYCZNIE nie jedziemy na narty.


***

  Na szczęście wylałem moją frustrację na narty w poprzednim poście, więc opiszę inną styczniową tragedię (poza pożarami w Australii oczywiście). Chodzi o mój niefortunny niedoszły związek. Tak... Postaram się opisać to w dużym skrócie:

  Ogólnie poznałem jednego typa przez aplikację Grindr (poczytajcie o niej, a reszta stanie się jasna). Przyjmijmy, że nazywał się Krystian. Był bardzo miły, sympatyczny i w ogóle fajny materiał na kumpla a może w przyszłości kogoś więcej. No, ale jakież było moje zaskoczenie, że dla niego przyszłość jest zupełnie innym pojęciem niż dla mnie.


  Podkreślam, że na obrazku z premedytacją użyłem słowa "spotkanie" a nie "randka", bo to są dwie różne rzeczy. Niestety, ludzie są różni. Mnie potrzeba dość dużo czasu, żeby przekonać się do człowieka, jeszcze więcej żeby go polubić, a o miłości już nawet nie wspomnę!


  Najgorsze jest to, że przez jakiś czas uważałem, że to urocze, i że na pewno mu przejdzie, więc postanowiłem spróbować zabrnąć w to trochę dalej. Niestety - po dwóch tygodniach uświadomiłem sobie, że to nie jest jakiś wstępny etap zakochania, ale to jest po prostu taki typ człowieka. I okropnie trudno było się z tego wykręcić...


  Po wielu godzinach pertraktacji warunków co do których nie byliśmy zgodni doszedłem do wniosku, że ta znajomość nie ma najmniejszego sensu. Ja chcę dopiero poznać człowieka, a on już chce brać ślub.


  Kończenie tej znajomości nie było jakieś mega trudne, ale o tym jak ją zakończyłem dowiecie się w następnym poście (za pół roku, hehe).

***

  Jaka był zimowa sesja egzaminacyjna na studiach? No cóż. Ogólnie dość dobrze idzie mi na studiach, ale w tym semestrze miałem zajęcia z podstaw projektowania 3D. Powiem wam, że to była najcięższa sesja jaką miałem. Świadczyć może o tym fakt jak wyglądał proces robienia pracy zaliczeniowej na 3D.


  Ja i Dominika spędziliśmy wiele godzin ślęcząc nad projektami. Weźcie pod uwagę fakt, że ona prowadzi tryb życia starej babci i zazwyczaj kładzie się spać około 21:00. Nawet nie wiecie jak szczęśliwy byłem kiedy dowiedziałem się, że zaliczyłem projekt, a jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że dostałem 4.

***

  W styczniu również wyprowadziła się od nas nasza współlokatorka, więc niestety podniósł się nam koszt mieszkania na osobę. Nadal nie jest to dużo, jak na standard w którym mieszkamy w centrum Krakowa, ale cóż, niefajnie jest wydawać więcej pieniędzy. Jedyną osobą, którą bardzo cieszyła ta sytuacja była Dominika.


***

  W styczniu zacząłem w miarę regularnie chodzić na basen. Dominika podchwyciła mój pomysł i postanowiliśmy, że kiedyś pójdziemy sobie tam razem. Niestety, kiedy pojechaliśmy na basen - okazało się, że wpuszczają ludzi tylko w konkretnych godzinach.


  Innym razem pojechaliśmy na basen AGH. Niestety, okazało się, że wstęp na pływalnie jest tylko dla osób posiadających czepek. Dominika takowego nie posiadała, więc nasz plan ponownie się nie udał...


  Cóż, styczeń spisaliśmy na straty pod względem chodzenia na basen. I mniej więcej tak zleciał pierwszy miesiąc najgorszego roku świata, no ale co działo się dalej..?


***

Więcej ciekawych rzeczy znajdziesz tutaj: