24 grudnia 2015

LISTOPAD 2015 #4 Praca w wolne i inne oksymorony.

23 LISTOPADA - PONIEDZIAŁEK

   Ten tydzień od początku zapowiadał się dobrze. Perspektywa wolnych czterech dni wydawała się przyjemna! We wtorek, środę i czwartek klasy maturalne pisały próbne matury, więc my mieliśmy wolne. Dlatego większość klas postanowiła urządzić sobie w poniedziałek wycieczkę do kina. 

  Niestety - było nas tak dużo, że kiedy wchodziłem - jedyne wolne miejsca były na samym dole, toteż postanowiłem usadowić się na schodach koło moich znajomych. Ale chyba prowadząca zajęcia tego nie zrozumiała...


  Powiedzmy, że jakoś przeżyłem ten film i wcale wilka nie dostałem... Film który oglądaliśmy nosił tytuł "Dobry Boże, za jakie grzechy"... Czy jakoś tak. Był naprawdę fajny! Jeśli będziecie kiedyś szukać dobrej komedii do pooglądania - szczerze polecam.


24 LISTOPADA - WTOREK
  Dzisiaj był pierwszy dzień próbnych matur. W związku z tym zostałem w domu. Postanowiłem chociaż jeden dzień spędzić na robieniu niczego i poleniuchować. To było wspaniałe uczucie, zwłaszcza kiedy myślałem o moich znajomych, którzy ze swoją ambicją poszli do najlepszego liceum w mieście i nie mieli dzisiaj wolnego.


25 LISTOPADA - ŚRODA

   Środę prawie całą spędziłem na ćwiczeniu moich skilli w grafice. Wieczorem miałem pełną świadomość tego, że muszę poćwiczyć na muzykę, ale stwierdziłem, że mam na to cały czwartkowy poranek, więc nic sobie z tego nie robiłem.

  W którymś momencie przed oczami mignęła mi reklama Lidla, w której mówili o jakimś "muzycznym tygodniu". Podobno na półkach miały pojawić się keyboardy z YAMAHY i gitary. Już zaplanowałem sobie czas w którym odwiedzę Lidl.


26 LISTOPADA - CZWARTEK

  Dzisiejszy poranek miałem w całości poświęcić na ćwiczenie gry na keyboardzie. Ech... Los chciał, że nie udało mi się to do końca...


  No cóż... Byłem średnio przygotowany na muzykę, ale nie było najgorzej. Przy okazji wstąpiłem do Lidla i ogarnąłem te keyboardy. Może nie są to najwyższej klasy pianina elektroniczne, ale dobre i to!

  Pod koniec wszystkiego pojechałem do pobliskiej parafii, żeby pomóc znajomym z nagraniem i zmontowaniem (kolejnego) filmu. Udało nam się wyrobić dość szybko, bo już o 17:00 czekałem na autobus powrotny.

  Dziewczyny chyba zaczęły naprawdę poważnie traktować moje graficzne ambicje... Dostałem od nich kopertę za pomoc i z duszą na ramieniu udałem się do domu zatracić się w odmętach FPSów i krzywych. Podobno pierwszą wypłatę się przepija, ale chyba potraktuję luźno tę kwestię.

  Wieczorem rodzice chyba mieli nagły przebłysk geniuszu, bo skojarzyli wiele faktów...


  Chyba nie muszę pisać jak to się skończyło... Na słowo "promocja" tata kupiłby sobie nawet paczkę podpasek, gdyby miał na tym jakoś zaoszczędzić... Z drugiej strony - akurat w tym przypadku mi to nie przeszkadzało.

27 LISTOPADA - PIĄTEK

  Dzisiejszego dnia rozpoczęła się dramaturgia, która miała się dla mnie ciągnąć jeszcze przez wiele dni... Pominąwszy fakt, że nasza klasa jest aspołeczną zdezintegrowaną amebą umysłową i nie chce organizować mikołajek, to cały dzień okazał się kichą. Wszystko zaczęło się od spotkania na salce...


  Oczywiście żaden kuzyn nie miał urodzin w tę sobotę, ale nie zamierzałem spędzić trzech godzin życia na mega długiej mszy i odbieraniu świeczki. Przykro mi. To prawda, że wiele razy jeździłem sam na różne wyjazdy, więc jeden raz nic się nie stanie.


28 LISTOPADA - SOBOTA

  To STANOWCZO nie był szczęśliwy dzień. Około 13:00 ja i Madie poszliśmy do Steve'a po koszulkę, w której mieliśmy nakręcić krótki film do kolejnego projektu z serii "kościół i ŚDM". Niestety - nie mieliśmy szczęścia i kiedy kręciliśmy scenę pod kościołem zobaczył nas ksiądz...


  Super... Człowiek się stara a i tak mu się dostaje. Jednak nie to było najgorsze... Po jakimś czasie zadzwonił nasz katecheta... Czort wie dlaczego akurat do mnie...


  No i w ten sposób moje prawie dwa lata solidności i rzetelności w działaniu w kościele się posypały. Czy oni nie rozumieją, że poza robieniem prezentacji, jeżdżeniem na ważne wyjazdy i milionem spotkań mam też inne obowiązki? A nawet jeśli nie, to nie zawsze mam ochotę na robienie tego, do czego jestem im potrzebny... I dlaczego tylko mnie suszy się nieustannie głowię, skoro na salce jest nas zawsze około dziesięciu..?

  Z zepsutym do granic możliwości humorem wróciłem do domu... Nie miałem planów na wieczór, dopóki nie uświadomiłem sobie, że jutro moja mama ma urodziny! Niemalże w ostatniej chwili wyciągnąłem tatę do PEPCO, żeby coś kupić...

  Z ciekawszych rzeczy - kupiłem zegar, który był jednocześnie ramką na 12 zdjęć. Napisałem do siostry, żeby wyniosła albumy ze zdjęciami do mojego pokoju, i wraz z nią wybraliśmy 12 najważniejszych zdjęć.



29 LISTOPADA - NIEDZIELA

  Postanowiliśmy dać mamie prezent jeszcze tego samego wieczoru. Wpierw daliśmy mamie paczkę ze świeczką, kubkiem i innymi pierdołami. Nawet się ucieszyła, ale później wnieśliśmy do pokoju zegar. Jej reakcja była... Dość pozytywna. Mama zawsze była wrażliwa, a dzisiaj chyba rozkleiła się ostatecznie...


  Po tej całej urodzinowej akcji poszedłem spać, żeby rano wstać do kościoła... Mieliśmy stawić się piętnaście minut przed mszą, żeby omówić jak ma wyglądać wiekopomne wniesienie tej świecy, po którą nikt nie chciał pojechać... Niestety okazało się, że nikt odpowiedzialny za to się nie zjawił (pomimo, że w piątek przypominali nam o tym...). To już zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi...

  Wieczorem pojechaliśmy do kuzyna, który miał urodziny. Tym razem te urodziny odbyły się na prawdę. Przynajmniej gdy ktoś mnie spyta - będę miał jakieś alibi dlaczego nie pojechałem... Przyznam, że to zamieszanie BARDZO mnie zdenerwowało. Mam nadzieję, że nie oberwie mi się jeszcze bardziej, bo już i tak czuję się jak kozioł ofiarny...

4 komentarze:

  1. Biedny jesteś ;-;
    Listopad mnie też nie oszczędzał, grudzień tym bardziej T^T
    I ode mnie też wszyscy czegoś chcą... ("Kasia, daj spisać", "Kasia, napisz to", "Kasia, masz czas do niedzieli", "Kasia, przypomnij w klasie...", "Kasia, pomożesz?", "Kasia, weźmiesz tą michę pierogów do domu, prawda? Nikt ich nie chce....") ;-;
    Opis twojej klasy brzmi tak jak mojej, tylko moja jest trochę bardziej zintegrowana, więc Wigilia klasowa się odbyła... Witajcie pierogi i makaron z makiem TT^TT
    I Twoja mama mnie rozwala :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Też chciałabym taki zegar z ramkami :) 'Dobry Boże za jakie grzechy' rzeczywiście świetny film :)

    mój blog ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam ten ból XD Rok temu łaziłam od klasy do klasy organizując Wigilię trwającą co najmniej trzy lekcje przez dobry tydzień - dostało mi się, ponieważ zastępca trochę mi pomógł. No okej. W tym roku przewodniczący dzień wcześniej szybko zapisał co trzeba przynieść, wszystko na ostatnią chwilę, każdy zdenerwowany - nikt nic do niego nie miał. I gdzie tu sprawiedliwość? xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hah... czyli nie tylko ja mam taką zrytą klasę ;') Dobrze wiedzieć... naprawdę okropny tydzień... :)

    Mój Blog - klik!

    OdpowiedzUsuń

Kilka wskazówek dla komentujących:

#1 Staraj się, aby twój komentarz był rozwinięty
#2 Pisz co myślisz i nie bój się dyskusji
#3 Jeżeli już obrażamy się nawzajem, to z szacunkiem