Pomimo, że ostatnio wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że umarłem - jest to nieprawda. Żyję sobie i mam się całkiem dobrze. No, powiedzmy, prócz tego że prawdopodobnie potrzebuję przeszczepu nóg, a na moich dłoniach jest ebola, HIV, kiła, rzeżączka, malaria i kilka innych chorób, to jest całkiem spoko.
Ale zacznijmy od początku - Ja i Katie postanowiliśmy jechać na ŚDM jako reprezentacja naszej parafii. Jechał z nami również Max (kolega z klasy Kattie) oraz nasz wspólny znajomy - przyjmijmy że Peter. Jako że byliśmy w podobnym przedziale wiekowym - utworzyliśmy oddzielną grupkę (oczywiście jak to my - nie mogliśmy integrować się z innymi ludźmi). Już od początku uznaliśmy że będzie to ciekawy i zabawny wyjazd.
Po uświadomieniu sobie, że droga jednak zajmie nam pięć tysięcy zdrowasiek - zaczęliśmy się nieco obawiać tego wyjazdu. Od początku mieliśmy nadzieję, że będziemy spać u ludzi w domach, bądź w hotelach - w końcu nasz pakiet gwarantował zakwaterowanie. Jakże wielkie było nasze zdziwienie kiedy dotarliśmy na wielkie pole namiotowe...
Po """zakwaterowaniu się""" (potrójny cudzysłów jest zamierzony) otrzymaliśmy Pakiet Pielgrzyma, czyli plecak z ŚDM, pelerynę z ŚDM, szalik z ŚDM, bransoletkę z ŚDM i bandamkę z ŚDM. Mieliśmy do wyboru wersję żółtą, niebieską, bądź czerwoną. Oczywiście każdy chciał czerwoną, ale ksiądz, który robił wszystko na przekór wybrał nam pakiet niebieski... Kiedy wyszliśmy na miasto w kierunku Błoni - uświadomiliśmy sobie, że niebieski pakiet był dużym błędem...
Pominąwszy fakt, że złapała nas ulewa (nasze bagaże całe przemokły, bo w "namiotach" nie było "podłogi", tylko goła ziemia) to musieliśmy jeszcze znaleźć zajęcie na jakieś 3 godziny, bo o tyle za wcześnie dotarliśmy na miejsce. Wraz z Katie i Maxem postanowiliśmy trochę połazić.
Przy okazji zauważyliśmy, że ludzie ze wszystkich stron świata mają niezłą frajdę z... Przybijania piątek. Tak więc kiedy tylko mijała nas jakaś grupa pielgrzymów - wyciągaliśmy dłonie się się "klapaliśmy".
W tym miejscu nastąpił jeden z nielicznych FAJNYCH momentów na tym wyjeździe, a mianowicie widziałę Papę Francesco z odległości jakichś dziesięciu metrów, kiedy przejeżdżał autem. Niestety patrzył w drugą stronę, więc nie mogę pochwalić się nawet ładnym zdjęciem... Ale i tak było to niezwykłe przeżycie!
Później odbyła się droga krzyżowa, którą możecie obejrzeć sobie na YouTube... Skończyła się około 20:00, ale w namiotach byliśmy około 2:00. Nie pytajcie dlaczego, po prostu okazało się że "transport w pakiecie" obejmował tylko tramwaje z centrum Krakowa, więc musieliśmy iść na nogach na nasze pole namiotowe.
Pominąwszy fakt, że na rynku prawie zostałem stratowany...
...to jeszcze w drodze powrotnej spotkaliśmy pielgrzymów, którzy zabłądzili. Okazali się bardzo fajni, więc pomogliśmy im nieść bagaże. Nie ukrywam że dodatkowe 5 kg nie było szczytem moich marzeń. Kiedy tak rozmawialiśmy z nimi - nie mogliśmy się powstrzymać przed zepsuciem im humoru...
To mogło się wydawać śmieszne, ale kiedy przez pół godziny błąkaliśmy się po polu namiotowym w poszukiwaniu prysznica bardzo rozczarowaliśmy się zbiorowym natryskiem oddzielonym drewnianymi płytami... Aha, i okazało się że nie ma tam faktycznie ciepłej wody...
Nie wiedzieć dlaczego - cały kampus zwracał uwagę na nas kiedy się myliśmy. No cóż, niektórzy ludzie są specyficzni...
Kiedy przyszedł czas na sen - ledwie się zorientowaliśmy jak przyszła trzecia nad ranem, więc spaliśmy cztery godziny, bo już o siódmej mieliśmy śniadanie i busa do Krakowa. Co z tego, że spotkanie z papieżem zaczynało się dopiero o 18:00? Ach, tak, przecież musieliśmy przejść jeszcze 10 kilometrów pieszo ze WSZYSTKIMI tobołami jakie mieliśmy ze sobą...
Kiedy rozłożyliśmy się na kampusie Misericordiae i uświadomiliśmy sobie, że spędzimy tam najbliższe 24 godziny zaczęliśmy popadać w rozpacz. Spanie pod gołym niebem jest spoko, ale nie mając jedyne 2 metry kwadratowe miejsca, które i tak musieliśmy dzielić z jakimiś indo-turkami...
Po jakimś czasie postanowiliśmy poszukać "plecaczka z wyżywieniem". Legenda głosiła, że istnieje i wygląda jak worek na WF. Pytaliśmy wielu osób, ale jednak każdy znał inną wersję tej legendy...
Kiedy przeszliśmy już ładny kawał drogi (w międzyczasie odmówilibyśmy ze dwieście zdrowasiek) znaleźliśmy wielki karton z legendarnymi workami. Nie myśląc długo - zabraliśmy dwadzieścia takich, nie zważając na to czy komuś się to podoba czy nie. I tutaj - w czasie przeglądania ich zawartości - narodził się kolejny legendarny tekst, który niemalże co druga osoba wykrzykiwała na całe gardło...
Kiedy skończyła się ta noc (a skończyła się szybko) przyszedł czas na poranną toaletę... Warunki pozwoliły mi na umycie zębów wodą gazowaną, a jak stanąłem w kolejce do ToiToia o 9:30, to dopiero o 10:00 załatwiałem swoje potrzeby...
Później nastąpiła msza prowadzona przez papieża, którą również możecie obejrzeć sobie na YouTube. Ogólnie, to nie było to nic specjalnego, oczywiście duże poruszenie wywołało ogłoszenie następnych ŚDM w Panamie...
No, i kiedy już zaczęliśmy opuszczać Kampus Misericordiae (a zajęło nam to około dwóch godzin) mieliśmy najczarniejsze myśli spowodowane emocjami... Jedyne o czym myśleliśmy, to prysznic i łóżko...
Kiedy dzwoniłem do rodziców - od razu dałem im do zrozumienia że mają po mnie przyjechać. Po takiej drodze pokonanej pieszo nie byłem w stanie dojść spod przystanku pod dom... Kiedy tylko dotarłem, zamknąłem się w łazience i po raz pierwszy w życiu tak bardzo doceniłem bieżącą wodę...
...:::SPROSTOWANIE:::...
Mam nadzieję, że w dużej mierze potraktowaliście ten post jako humorystyczny i ironiczny ;) Oczywiście Światowe Dni Młodzieży były świetnym przeżyciem, i jak tylko ochłonę z emocji, to zostaną same dobre wspomnienia! A jak wy? Byliście? Jaki mieliście pakiet? Podobało wam się? Mam nadzieję, że wasza przygoda z ŚDM miała lepszą organizację niż moja :P
Fajnie że znowu piszesz. Tęksnilam za twoimi tekstami :D.
OdpowiedzUsuńNa ŚDM nie byłam, ale z twojego wpisu widzę, że był hardkor xD
Niebieski, czerwony i żółty? Pewnie, żeby ludzie odróżniali kto z jakiego teamu jest w Pokemon GO xD
OdpowiedzUsuńHaha nie sądziłam, że na ŚDM są takie "hardkorowe" warunki.
OdpowiedzUsuńZajrzałam przypadkowo, ale w końcu wróciłeś!
OdpowiedzUsuńMożna się z Tobą kontaktować jakoś? Jesteś super pozytywny w tym wszystkim! :D
fajny post :) z chęcią poczekam na następny :D
OdpowiedzUsuńhttp://qupablog.blogspot.com/
Na moim blogu poleciłem twojego bloga
OdpowiedzUsuńhttp://mojezycioweopowiadania.blogspot.com/2016/08/blogi-ktore-obserwuje.html
No to niezle przygody miales :D Bardzo chcialam pojechac na SDM ale bylam akurat na obozie... Zazdroszcze
OdpowiedzUsuńswiatlociemnosc.blogspot.com
No to niezle przygody miales :D Bardzo chcialam pojechac na SDM ale bylam akurat na obozie... Zazdroszcze
OdpowiedzUsuńswiatlociemnosc.blogspot.com
Haha, ja też byłam XD (czerwony pakiet). U mnie był taki problem, że w sumie to nie mieliśmy określonego miejsca do spania. Jakimś cudem udało się znaleźć kobietę wynajmującą pokoje, która dała nam je za darmo o.O Najbardziej pamiętam, jak w ostatni dzień jechaliśmy tramwajem zapełnionym po brzegi ludźmi i po niektórych przystankach nie mógł ruszyć-tyle nas było. I jakie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że linie tramwajów będą wyłączone, bo inni będą po nich szli :'D
OdpowiedzUsuńzmotywowałeś mnie abym więcej czasu poświęciła na grafikę komputerową. gratuluje tez metamorfozy :) Jak ci się udało ąż tyle schudnąć? jakich programów najczęściej używasz i czy znasz jakieś fajne darmowe programy?
OdpowiedzUsuń