20 kwietnia 2018

Czy dobro zawsze wraca?

  Jestem z siebie dumny. We wtorek błąkałem się po korytarzu  razem z ziomkiem z klasy. Z braku jakichkolwiek zajęć postanowiliśmy naoliwić drzwi do męskiej toalety obok sali od matematyki. Zapytacie dlaczego? Ich skrzypienie jest niemalże legendarne. Cała szkoła zna ten dźwięk:



  Tak, specjalnie go nagraliśmy, żeby upamiętnić tę chwilę. Pewnie w związku z końcem szkoły już nigdy go nie usłyszymy, ale czasami będę go sobie odtwarzał i wracał do tych nostalgicznych chwil.

  Tego dnia wieczorem byłem ze znajomymi w kinie (tani wtorek w Planet Cinema, hehe). Poszliśmy na "Player One". Film bardzo ciekawy i mądry, natomiast po filmie okazało się, że dobro nie zawsze do nas wraca...


  Środa i czwartek były tak zapracowane, że w czwartek spóźniłem się do szkoły 4 godziny. Musiałem poprawić ocenę z historii. Nauczycielka wymyśliła, żebym nie pisał miliona popraw, tylko opracował jakiś temat, zrobił notatki i zaprezentował je osobom, które mają pisać rozszerzoną maturę z historii. Brzmiało dobrze.


  Późnym popołudniem wraz z Lucy udaliśmy się do lumpeksu. W jakim celu? Dwudziestego pierwszego maja wybieram się na pyrkon do Poznania. Wraz z grupką znajomych będziemy cosplayować postaci z Winx. Załapałem się na rolę Sky'a. Jako, że nosi on bardzo fikuśne stroje, a Lucy jest mistrzynią maszyny do szycia - postanowiliśmy wykonać strój ręcznie.


   Później musieliśmy skoczyć do niej do domu po maszynę do szycia, i odwieźć ją do internatu. Udało nam ogarnąć się w miarę szybko. Niestety - tego dnia w Oświęcimiu odbywał się tak zwany "Marsz Żywych". Wiązało się to z niemiłosiernymi utrudnieniami na drodze...

  Wieczorem, przygotowując się do szkoły pomyślałem, że fajnie byłoby pouczyć się do matury z polskiego. Wiecie co jest super? Rozwieszenie sobie różnych wierszy nad łóżkiem. Serio, teraz za każdym razem jak zasypiam - powtarzam sobie treny...


  Reszta tygodnia nadaje się na osobny post, więc potrzymam was nieco w niepewności ;>

16 kwietnia 2018

Całkiem nowa codzienność

  Ten tydzień zaczął się cudownie! Poniedziałek i wtorek były wolne, więc do szkoły szedłem dopiero w środę! To cudowne uczucie, kiedy masz przed sobą wizję jedynie trzech dni nauki przed weekendem! W środę pierwszą lekcją był niemiecki. Wiecie po czym najłatwiej poznać, że zbliża się koniec roku?


  W czwartek rano zaspałem na lekcje. Wstałem o 6:40. Lekcje zaczynały się o 7:10, a ja miałem autobus o 6:30 lub o 7:05. Autobusem o 7:05 docieram do szkoły o równej 8:00. Nie miałem szans załapać się nawet na spóźnienie więc postanowiłem... Pojechać do szkoły rowerem!


  Serio, zamiast nieobecności dostałem jedynie spóźnienie. Chyba przerzucę się na rower na stałe, bo perspektywa oszczędzania prawie godziny czasu dziennie jest cudowna. Szkoda, że wpadłem na to miesiąc przed zakończeniem szkoły...

  W piątek miałem iść wieczorem na oazę, a później jechać na basen z koleżanką (tą od ostatnich urodzin i dilda). Okazało się, że oaza jest odwołana, więc miałem dużo więcej czasu na basen! Szkoda, że niektórzy nie spojrzeli na to w ten sposób...


  No, ale przynajmniej było ciekawie. Basen się udał, a koleżanka (Chyba muszę w końcu wymyślić jej imię. Macie jakieś propozycje?) zaprosiła mnie na dni otwarte do jej szkoły. W sumie... Co z tego, że za miesiąc kończę technikum, pooglądam inne licea! Dowiem się co straciłem. 


  Wieczorem w Oświęcimiu miał odbyć się koncert jakiegoś lokalnego zespołu. Znajoma z klasy (przyjmijmy, że Eugenia) stwierdziła, że nie ma co robić, więc postanowiliśmy obydwoje na niego pójść. Wiedziałem, że to nie skończy się jak koncert, tylko jako jedna wielka beczka śmiechu.


  Potem poszliśmy razem do Maka. Spotkaliśmy tam kolegę (przyjmijmy) Sławka. Jest to bardzo skomplikowane, więc może narysuję schemat:


  Tak przedstawia się sytuacja. Cóż, wynikło z tego kilka zabawnych sytuacji.


  W niedzielę Vivian i Shane postanowili zabrać mnie na wycieczkę w góry. Tak po prostu, bez powodu. Ostatnimi czasy polubiłem chodzenie po górach, więc się zgodziłem. Wyszliśmy na Magurkę Wilkowicką. Nie jest to jakaś ambitna trasa, ale poznaliśmy większość uroków gór.


  Za tydzień jadę na kolejną wycieczkę, tym razem na jakiś bardziej ambitny szlak. Chyba zacznę sobie nagrywać repetytoria do matury i słuchać ich zamiast muzyki, bo coś czuję, że w tym tempie będę uczył się wszystkiego na ostatnią chwilę...

10 kwietnia 2018

Czas imprez!

  Poniedziałek, wtorek i środa były ostatnimi dniami szkoły przed przerwą świąteczną. W środę zerwałem się z lekcji bo musiałem pojechać do Bielska Białej załatwić dwie sprawy: kupić prezent na osiemnastkę dla koleżanki i spotkać się ze znajomym księdzem (kolejne zamówienia na dziwne filmiki). Te dwie okoliczności BARDZO ze sobą nie współgrały, ale cóż...


  Pół godziny później byłem już u księdza, by wspólnie omówić nowy projekt.


  Udało mi się taktownie powiedzieć księdzu, że kupiłem prezent na osiemnastkę, i że nie powinien wnikać w szczegóły. A jeśli ktoś jest ciekaw, to pan w sex-shopie polecił mi różowy wibrator z funkcją regulacji mocy.

  W czwartek ja i Shane mieliśmy się spotkać i spakować prezent. Pakowanie prezentu było tylko przykrywką dla spotkania się. Czasami lubimy zarwać nockę przy jakiejś serii filmowej i ciekawym alkoholu. Tym razem i film i picie były ze sobą powiązane:


  Dzień później poszliśmy na wcześniej wspomniane urodziny. Zrobiliśmy mini grilla, pooglądaliśmy śmieszne filmiki, pograliśmy na gitarach, a koleżanka bardzo ucieszyła się z prezentu.


  Później były święta. W święta zawsze chodzimy do babci na "świąteczny obiad". Babcia zawsze robi kaczkę wypchaną mięsem z kaczki, więc daje nam czystą kwintesencję kaczego smaku. Niestety - w tym roku musiałem zostać w domu z drugą babcią. Odkąd dziadek jest niesamodzielny - babcia nie pozwala wyjść nam wszystkim jednocześnie z domu. No i nie załapałem się na The Kaczkę... (Wersja z mikrofali to nie to samo.)


  W niedzielę wielkanocną byłem u kuzynek na wielkiej imprezie dla znajomych. Nie było to nic szczególnego. Taka ot impreza, bo akurat wszyscy ze studiów są w domu i mają wolne. Po prostu wódka, kobiety i śpiew. Okazało się, że z niektórymi ludźmi mam znacznie więcej wspólnego, niż na początku mi się wydawało.


  Na początku trochę się bałem, że będę siedział w ciszy, bo nie będę się miał do kogo odezwać... Większość ludzi była starsza ode mnie. Ale na szczęście tak się nie stało. Jako że były to Święta Wielkanocne - nie obeszło się bez pięknych polskich tradycji. O godzinie 3:00 ktoś krzyknął:


  W ten oto sposób, w ciągu 15 minut wylądowałem we wannie, zalaliśmy pół domu, ukradliśmy połowę garderoby kuzynek (musieliśmy ubrać coś suchego) i prawie zniszczyliśmy kosz na pranie. Pomimo, że średnia wieku wynosiła tam 25 lat, to bawiłem się lepiej niż na niejednej imprezie. Całe życie bałem się, że z wiekiem człowiek staje się coraz nudniejszy, ale tamta impreza pokazała mi, że się myliłem.

Na starość chcę być taki, jak ci ludzie.
K.

2 kwietnia 2018

Tydzień pełen szaleństw, a matura za pasem...

  W tym tygodniu po raz kolejny przekonałem się o tym jak porąbani są moi znajomi. Kilka dni wcześniej, dokładnie w piątek miałem urodziny. Spodziewałem się, że moi przyjaciele odwalą z tej okazji coś głupiego, ale chyba ich nie doceniłem.

*TAK, TEN Z BOKU TO SKONSTERNOWANY NAUCZYCIEL

  Prócz książek o tematyce LGBT dostałem też oryginalną Amarenę. Uwierzcie mi, że wbrew pozorom ciężko znaleźć gdzieś wino za 3,70 zł. Teraz będę wieczorami siedział i wraz z Anną Grodzką odkrywał tajemnice odbytu i rozkoszował się najtańszym polskim winem. ❤

  To nie koniec dziwnych przygód. W środę jak wiadomo był dzień wagarowicza. Z tej okazji postanowiliśmy wraz z koleżankami z klasy iść do kina. W końcu to nasz ostatni legalny dzień wagarowicza w życiu. Wybraliśmy film, który najbardziej wpasował się w nasz intelektualny przedział wiekowy, mianowicie "Fernando". Poza nami w kinie nie było praktycznie nikogo, więc możecie sobie wyobrazić jak to wyglądało.


  Prócz dziwnego wyjścia do kina miałem tego dnia jeszcze jedno spotkanie. Było ono dość dziwne; napisał do mnie znajomy (czyt. ze dwa razy powiedzieliśmy sobie "cześć", może trzy razy jechaliśmy razem autobusem). Zaproponował mi rozmowę na temat studiów. Jako wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie przyszły student - zgodziłem się, zachowując wszelkie środki ostrożności.


  Okazało się, że ziomek faktycznie chciał pogadać o studiach. Razem z jeszcze jakimś kolegą obracają się w klimatach podobnych do filmówki i chcieli podzielić się ze mną refleksjami. Teraz jestem jeszcze bardziej niepewny co do mojej przyszłości, ale lepiej być niepewnym z nadmiaru wiedzy niż z jej braku...

  W czwartek byłem na koncercie zespołu DeKamel. Zakładam, że nikt go nie kojarzy, bo jeszcze nie jest sławny, ale poczekajcie kilka lat. To taki mały lokalny zespół, w którym grają dwie dziewczyny z mojej wioski, jedna dziewczyna z wioski obok, jeden chłopak z miasta nieopodal, a piąty człowiek nie mam pojęcia skąd jest.


  Weekend zleciał mi leniwie, ale aktywnie. wybrałem się na pierwszą od wieków wycieczkę rowerową. Dość długo nie jeździłem na rowerze. Zdążyłem już zapomnieć o tym okropnym bólu, który odczuwa się, gdy na pierwszą przejażdżkę pojedzie się zbyt daleko...


  Ogólnie wiosna i lato zapowiadają się dobrze jako sezon rowerowy. Mam tylko nadzieję, że zdołam kilka razy wyjść na rower zanim do końca pochłonie mnie nauka do matury... Niestety, kwiecień nie zapowiada się najlepiej pod względem czasu wolnego, no ale zobaczymy.