Wczorajszy dzień dał mi trochę do myślenia. Tak więc tamtego wieczoru poszedłem spać z wieloma refleksjami. Rano - nie wiedzieć dlaczego - obudziłem sie WCZEŚNIE I WYSPANY. Mój plan na dziś : odwiedzić fryzjera i iść na rower. Trzeba się troszkę urobić przed tą kolonią. Dlatego zaraz po przebudzeniu powiedziałem tacie, że chce do fryzjera. Okropnie mnie owa fryzjerka wkurzyła.
NIE MOGŁA się powstrzymać i MUSIAŁA napsikać mi 1.000.000 hektolitrów wody do ucha. Ech...
Wieczorem... a raczej południem wybrałem się na Rower, tą samą drogą, co zwykle. Odbyła się PRAWIE bez niespodzianek, prócz tego, że gdy przejeżdżałem obok pewnego starego wiaduktu, zobaczyłem, że pali się pod nim trawa. W sumie niewiele trawy się paliło. Postanowiłem "interweniować". Znalazłem starą, pustą butelkę, a obok była kałuża.
Niby udało mi się coś podgasić... wiem, że powinienem zadzwonić po straż, ale przy moim szczęściu jakby dojechali, to akurat by wygasło. Zacząłem krzyczeć:
Niestety - nikogo tam nie było. Pojechałem wiec do pierwszego domu w pobliżu, gdzie uslyszalem:
Nie byłem usatysfakcjonowany, ale zostawiłem to, i pojechałem dalej. Po drodze rozwalił buta i spodnie. Mama się wścieknie. Ale cóż, kazała mi tylko nie pobrudzić. Tak więc myślę będę dobrze.
Po drodze ogarnąłem kilka NAPRAWDĘ fajnych miejsc. M.in jakąś polanę koło jeziorka.
Ale również pojechałem w stare, znane mi miejsca. Kocham godzinami przesiadywać kolo mostku koło pewnego jeziora.
Dzisiaj siedziałem tak około 45 minut. Mialem natchnienie na pisanie, i wydaje mi się, że skleiłem całkiem porządny wpis.
Po 45 min zamarzła mi... ekhm... sempiterna. Musiałem jechać do domu nie czując tyłka. Na całe szczęście w domku czekała wanna Q v Q
Tylko rodzice mieli jakiś odpał o te zepsute spodnie i buta T^T zrobili gorszą aferę, niż wtedy, kiedy rozwaliłem pedał od roweru.
NIE MOGŁA się powstrzymać i MUSIAŁA napsikać mi 1.000.000 hektolitrów wody do ucha. Ech...
Wieczorem... a raczej południem wybrałem się na Rower, tą samą drogą, co zwykle. Odbyła się PRAWIE bez niespodzianek, prócz tego, że gdy przejeżdżałem obok pewnego starego wiaduktu, zobaczyłem, że pali się pod nim trawa. W sumie niewiele trawy się paliło. Postanowiłem "interweniować". Znalazłem starą, pustą butelkę, a obok była kałuża.
Niby udało mi się coś podgasić... wiem, że powinienem zadzwonić po straż, ale przy moim szczęściu jakby dojechali, to akurat by wygasło. Zacząłem krzyczeć:
Niestety - nikogo tam nie było. Pojechałem wiec do pierwszego domu w pobliżu, gdzie uslyszalem:
Nie byłem usatysfakcjonowany, ale zostawiłem to, i pojechałem dalej. Po drodze rozwalił buta i spodnie. Mama się wścieknie. Ale cóż, kazała mi tylko nie pobrudzić. Tak więc myślę będę dobrze.
Po drodze ogarnąłem kilka NAPRAWDĘ fajnych miejsc. M.in jakąś polanę koło jeziorka.
Ale również pojechałem w stare, znane mi miejsca. Kocham godzinami przesiadywać kolo mostku koło pewnego jeziora.
Dzisiaj siedziałem tak około 45 minut. Mialem natchnienie na pisanie, i wydaje mi się, że skleiłem całkiem porządny wpis.
Po 45 min zamarzła mi... ekhm... sempiterna. Musiałem jechać do domu nie czując tyłka. Na całe szczęście w domku czekała wanna Q v Q
Tylko rodzice mieli jakiś odpał o te zepsute spodnie i buta T^T zrobili gorszą aferę, niż wtedy, kiedy rozwaliłem pedał od roweru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kilka wskazówek dla komentujących:
#1 Staraj się, aby twój komentarz był rozwinięty
#2 Pisz co myślisz i nie bój się dyskusji
#3 Jeżeli już obrażamy się nawzajem, to z szacunkiem