25 września 2014

Somehow I cannot hide who I am though I've tried.

 Dzisiejszy post zaczynamy cytatem z piosenki "Reflection". Wiecie jakie to uczucie, kiedy bardzo lubicie jakaś piosenkę, a po około roku odkrywacie, że ma wersję rozszerzoną? Bezcenne. Zastanawia mnie tylko dlaczego Disney (ale również wiele innych wytwórni filmowych) często wycina lub skraca przedprodukcyjne sceny lub piosenki... to tak, jakby ktoś zjadł pizzę, a po zjedzeniu dostał zdjęcie z ta samą pizzą kilka minut wcześniej, z dodatkowym serem, który usunęli przed podaniem. Wiem, że to idiotyczne porównanie.

 W środę podróż autobusem do szkoły minęła spokojnie, ale to głównie dlatego, że jechałem innym autobusem niż zwykle. Ech... czy tylko ja czuję się głupio, gdy wszyscy wysiądą z autobusu, a ja jadę sam przez kilka następnych przystanków?

 Gdy już dotarłem do szkoły czekał mnie jak zwykle szereg nudnych lekcji. Pisząc "nudnych" mam na myśli religię, procesy graficzne i gdzieś po drodze historię. Ech... czasami mam wrażenie, że albo ja, albo ludzie z mojej klasy to idioci.



 Nie jestem pewien, czy wszystko ze mną dobrze, ale wydaje mi się, że chyba mam prawdopodobnie wrażenie, że zaczynam troszeczkę myśleć, że zaczynam lubić... (taa... strasznie logiczne) tę złą nauczycielkę, która na wszystkich wywiera presję. ;__; (o Boże... na prawdę to napisałem!). Nie dlatego, że stała się nagle jakaś mega wspaniała dla wszystkich. Ale strasznie mi się kojarzy z jakimś mrocznym, dobrze wystylizowanym czarnym charakterem. Tworzy wokół siebie taką straszną aurę. Co z tego, że mnie przeraża? Gdy kiedyś stworzę własne anime, to wiem na kim odwzoruję postać (obowiązkowej) psychopatki.

 Następne dni - czwartek i piątek okropnie się ciągnęły. Czwartek nie był do końca szczęśliwy... pisaliśmy pierwszy test z przedmiotów zawodowych. Konkretniej z cyfrowych procesów graficznych. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się czegoś aż tak okropnego zaraz na początku roku...



 Ech... w mojej klasie powyżej 50 procent dostały najwyżej 2 lub 3 osoby. Jedna dziewczyna chyba była STRASZNE zdesperowana...



 Dlaczego kobieta płacze, gdy dostanie 30%, a chłopak, który dostał tylko 26% się cieszy? Zagadka życia.

 Piątkowe popołudnie minęło całkiem ciekawie. Dziewczyny urządziły nam na lekcji wychowawczej dzień chłopaka. Mrr... niestety - w drodze powrotnej ze szkoły autobus utknął w korku, przez co zamiast przesiąść się do innego autobusu o 15:20 - musiałem czekać do 15:40 <3 to nie tak dużo czasu, ale biorąc pod uwagę fakt, że w promieniu około 3 km był tylko jeden monopolowy - czas straaasznie się dłużył... kocham polskie autobusy.

 Weekend:
 Cały weekend sprzątałem. Nie ma co pisać o weekendzie. Może zamiast opisywać ten nudny weekend - dodam jakąś starą animację...


 I tak jest ciekawsza, niż ostatni weekend...

 Poniedziałek: również nie warto o nim pisać. Poniedziałek to CZYSTE zło. Tego poniedziałku nasz automat z jedzeniem okantował 5 osób - oni wrzucili pieniądze, a on nie wydał im jedzenia... Ale odkryliśmy, że jeżeli ktoś wrzuci kasę, odbierze produkt, i wciśnie przycisk "wydaj", to automat da mu i jedzenie i pieniądze.
 We wtorek 6 godzin lekcyjnych spędziłem na rysowaniu żabki i pociągu w Corelu. Po prostu uwielbiam mój profil...

posted from Bloggeroid

23 września 2014

Bardzo ciekawie

 6:15 rano - udało mi się wstać, umyć, ubrać i SPOKOJNIE wyjść na autobus. A uwierzcie mi... przy moim tempie wstawania to NAPRAWDĘ trudne. Jeszcze do niedawna śmiałem się z osób, które wrzucały do sieci obrazki z ustawionymi dziesięcioma alarmami. Do czasu, kiedy zorientowałem się, że sam ustawiam sześć alarmów i do tego budzik. Dzisiejszego poranka pożałowałem ustawiania budzika...


 Dzień zapowiadał się niezbyt ciekawie. Zwłaszcza z perspektywą wieczornej wywiadówki i sześciu godzin przed komputerem. Niestety w klasie w której jestem - pomimo, że jest to klasa graficzna - nikt nie ma zamiłowania do grafiki, przez co jak na razie lekcje za bardzo mnie nie ekscytują...


 Gdy mordercze 7 godzin dobiegł końca - opuściłem mury mojej budy. A że musiałem czekać 40 minut na następny autobus - postanowiłem, że przejdę się po Oświęcimiu. Razem ze mną kończyła Ala. Dobra znajoma z gimnazjum. Miałem więc kompana.

 Postanowiliśmy pójść na następny przystanek, żeby zabić chociaż 15 minut czasu. Jednak stwierdziliśmy, że przejdziemy się przez całkiem niedawno oddaną do użytku alejkę/park. To taki szeroki na około 10 metrów chodnik z licznymi kwiatami, drzewkami, mostami oraz fontannami. Jednoznacznie stwierdziliśmy -


 Po spacerze spokojnie dotarłem do domu. Minąłem się tylko z rodzicami, ponieważ jechali na wywiadówkę do mojej nowej szkoły. (Co z tego, że uczę się tam od 3 tygodni..? już można kablować na młodzież!)

 Po wywiadówce nie byli zbyt wkurzeni. Byli wręcz zachwyceni dyrektorem i naszą wychowawczynią. Ale ja i tak nie chwalę dnia przed zachodem słońca. Nauczyłem się tego w gimnazjum...

 Trochę boje się jutrzejszego dnia, bo mam lekcję z jedną z najstraszniejszych nauczycielek... Do tego kartkówka z matematyki. Ach! Jutro wpadnę z impetem do domu sprawdzić, czy YouTuberka banshee / truskawka / Zuzia dodała mój filmik! Banshee co tydzień robi przegląd np. Film tygodnia, piosenka tygodnia, wyzwanie tygodnia, ale jest również dział "widz tygodnia", do którego chce się dostać!

 Zobaczymy wszystko jutro.

22 września 2014

Hot 15 - Lena

 Akcja "urodziny Leny" zaczęła się ponad miesiąc temu. A właściwie wcześniej... Już we wakacje - po urodzinach Marczy stwierdziliśmy, że trzeba wcześniej zaplanować kupno prezentu, żeby nie iść w przeddzień urodzin do PEPCO. I zgadnijcie jak to się skończyło?




 Zrobiliśmy całe zakupy w PEPCO i jakimś odzieżowym. Wpierw kupiliśmy taką ładną ramkę na zdjęcia, oraz leginsy. Co do tych leginsów mieliśmy obawy...



 Oczywiście nie odbyło by się bez idiotycznych pomysłów! Kupiliśmy kilka balonów, żeby było bardziej... kolorowo. Ale niestety... ktoś stwierdził, że balony to za mało, i trzeba zrobić jakiś przypał.




 Pech chciał, że akurat przechodziła obok znajoma naszych rodziców. Tak więc plan sypnął się już na etapie planowania. I dobrze... nie chcę wiedzieć, jak zareagowaliby ludzie, gdyby dwie dziewczyny i dwaj chłopacy kupowali prezerwatywy w aptece...

 Następnym sklepem, który odwiedziliśmy była drogeria. Tam znaleźliśmy takie kolorowe, pachnące żele, które ewidentnie spodobały by się Lenie.




 Niestety wybuchła wojna - dziewczyny chciały kupić niebieski, o rzekomym zapachu jagód, jednak dla nas pachniało to CUKREM. Ten zapach był bardziej mulący, niż wata cukrowa. Natomiast zielony pachniał o wiele lepiej. Czymś... świeżym...

 Kupiliśmy jej jeszcze różowe skarpety z futerkiem, oraz coś, co wyglądało jak masażer, aczkolwiek nigdzie nie znaleźliśmy informacji o sposobie używania...




 Po wielkiej akcji zakupowej zaczęła się akcja z pakowaniem. Umówiliśmy się, że o 14:00 wszyscy będą u mnie, zrobimy zdjęcia do ramki, i wszystko opakujemy, żeby zdążyć na 16:00 do Leny... coś nie wyszło.




 No, i gdy przyszedł nasz kumpel od spóźniania zrobiliśmy resztę zdjęć, wydrukowaliśmy, i oprawiliśmy w uprzednio kupioną ramkę. Powiem szczerze, że wyszło naprawdę pięknie.




 Niestety tego samego nie można powiedzieć o Paczce, w którą wszystko zapakowaliśmy, albowiem pakowanie we czterech przy powierzchni roboczej 2 metry kwadratowe to nie najkorzystniejsze warunki pracy.



 Na szczęście przyjęła z pokorą paczkę w takim stanie. Prezenty (chyba) jej się podobały. Potem był tort i tradycyjne "Sto lat". Na złość solenizantce postanowiliśmy, że zaśpiewamy "Sto lat" jak najwolniej. Wierzcie, lub nie, ale minęły około 2 minuty, zanim skończyliśmy...

 Potem zabawy, spacer, zdjęcia, kiełbaski i ogólnie takie, takie... po jakimś czasie postanowiliśmy zrobić coś idiotycznego - trollować ludzi na Omegle. Nasz trolling wyszedł znakomicie.


 Niektórzy na prawdę się nabierali, że wypchana bluzka i włosy koleżanki, to naprawdę jakaś laska przed komputerem.

 Ogólnie impreza się udała. Hot 15 <3 Wróciliśmy do domów około 24:00. Przy okazji wyprowadziliśmy psa Leny i zrobiliśmy kolejny krok w stronę mroku (takie miejsce na końcu naszej ulicy, gdzie nie ma latarni, i z metra na metr staje się ciemno).



 W dodatku słychać dziwne odgłosy... dreszcze... <3

Zmowa poniedziałków

 To nie jest śmieszne. Poniedziałki zmówiły się przeciwko mnie. Chcą wydawać się fajne, abym zaczął mówić, że lubię poniedziałki.

 - Hej Kuba! Co tam? - zapyta mnie ktoś.
 - A nic... fajny dziś mamy poniedziałek. - odpowiem zaślepiony ostatnimi wydarzeniami.
 - Yyy... - mój rozmówca zrobi dziwną minę - chcesz do psychologa czy bez owijania w bawełnę do psychiatry?

 A teraz tak na poważnie - zazwyczaj mój autobus wygląda tak, że na siedzeniach są ludzie, na podłodze są ludzie, na szybach są ludzie, i nawet na drzwiach są ludzie. A dzisiaj... aż mnie coś zdziwiło...



 Zazwyczaj prawie całą drogę do szkoły w autobusie muszę stać, czekając na EWENTUALNE miejsce. Dzisiaj cała drogę do szkoły przesiedziałem, i miałem do dyspozycji 2 MIEJSCA.



 Po dojeździe do szkoły również czekała mnie niespodzianka. Religia jak zwykle była nudna, ale z okazji mistrzostw świata (wygraliśmy w siatkówkę, jakby ktoś nie wiedział) facet zrobił CAŁĄ LEKCJĘ SIATKÓWKI. Najwspanialszy WF...

 Kilka lekcji później była matematyka. Dużym szczęściem jest to, że nie zwariowałem, ale cudem jest to, że ogarniam matmę (nie ma to, jak jarać się, że ogarniam matmę w połowie września).

 Na ostatniej lekcji mieliśmy Procesy Graficzne... ciekawe...



 Uwielbiam tego nieogarniętego faceta. Wiem więcej o jego życiu, niż o cyfrowych procesach graficznych...

 Hah! Po lekcjach czekało mnie 40 minut w autobusie. Niestety od przystanku musiałbym iść 4 kilometry do domu, toteż zadzwoniłem do rodziców. Niestety nie czekali z gorącym powitaniem...


 Ale jest ta kwestia, że gdybym nie jeździł przystanek dalej - miałbym około 1,2 km do torów. A do domu i tak zostają 2 km. Co więcej "ta gmina" kończy się 4 przystanki dalej. Zresztą co to za różnica, skoro mam bilet na powiat? Ech... czy tylko mój ojciec szuka zaczepki wszędzie? ;_;

Postaram się dzisiaj opisać ostatnie urodziny.

21 września 2014

Niemrawy piątek

 Niby to piątek, ale jakiś taki zły... no na przykład: przychodzę do szkoły, a ty na powitanie słyszę:



 Czyli mogłem spać dzisiaj 1,5 godziny dłużej. Albo nagrać pewien klip, bo akurat rano było ładne światło. Ale NIE. NIKT ni mógł wpaść na to, żeby napisać na stronie. Wiec ogółem nasz plan lekcji wyglądał dzisiaj tak:


Wolna godzina
Wolna godzina
Wf
Wf
Zastępstwo
Zastępstwo
Lekcja wychowawcza.

 Więc jakby nie patrzeć - przyszedłem do szkoły tylko na WF. Pierwszy WF mieliśmy na sali... facet od WFu zauważył, że nie pale się do gry...

 - Chodź - powiedział do mnie - dam ci paletkę i zagrasz z innymi w ping ponga, bo widzę, że nie przepadasz za koszykówką...



 Jednak na następnym WFie byliśmy na siłowni... Myślałem, że siłownia to miejsce, gdzie się chodzi dla szpanu. Ale szczerze mówiąc... okazało się tam całkiem fajnie...


 No więc po serii NUDNYCH lekcji przyszedł czas na powrót do domu. Zaczęła się wielka akcja dotycząca urodzin Leny, ale zarówno o urodzinach, jak i o przygotowaniach postaram się napisać jutro.

18 września 2014

Piękny dzień. No... może z domieszką nudy.

 Lalala... <3 nie było dzisiaj w szkole Pani Psycholog Kryminalnej... 



♡ <---aż musiałem dodać pedalskie serduszko. Co za tym idzie - mieliśmy zastępstwo. Zamiast zaplanowanej lekcji - mieliśmy Wychowanie Do Życia W Rodzinie. A miałem nadzieję, że ten przedmiot po gimnazjum zginie w czeluściach piekieł...


Jak już wcześniej pisałem - kilku nauczycieli wyjechało z młodzieżą na wymianę uczniów do Londynu, toteż po matematyce - zamiast historii mieliśmy Religię...




Na przerwie dowiedziałem się czegoś, co sprawiło, że od dziś inaczej patrze na świat...



 Na koniec czekał nas niemiecki. Nauczycielka zrobiła kartkówkę. Ona dyktowała pytania, a my na kartkach zapisywaliśmy odpowiedzi. W ogólnym zamieszaniu napisałem:


 - Wie haiß du? - zapytała. Znaczyło to "Kim jesteś" w sensie: pytanie o tożsamość/imię.

 Napisałem na kartce - "Ich haiße..." - i nie wiedziałem, co dopisać. Pomyliło mi sie "haiße" (być) z "habe" (mieć). Wiec odpisałem cokolwiek - "Ich haiße die schwester" - co miało znaczyć "Mam siostrę", ale w ogólnym kontekście wyszło mniej więcej:
 - "Kim jesteś"
 - "Jestem siostrą"
Czarno widzę tą ocenę...


Popołudnie zleciało mi zwyczajnie. Trochę czasu spędziłem przed telewizorem, trochę na komputerze, a troszeczkę na nauce.

Miałem plan - iść spać około 22:00, żeby nie mieć problemów ze wstawaniem. Plan nie wypalił. Położyłem się spać o 23:00, a do wpół do pierwszej oglądałem Truskawkę *-* no, i tym razem właśnie dlatego jestem niewyspany.


W szkole zdobyłem dowód na to, że nauczyciele są LENIWI. Otóż dzisiaj na jednej z lekcji:




 Przez to, że kilku nauczycieli jest w Londynie, zamiast mieć fizyki, kilku lekcji na komputerach i angielskiego mieliśmy fizykę i 4 angielskie. ;__;


 Jakoś przeżyłem ten dzień, po czym udałem się do domu... oj, przepraszam. MUSIAŁEM jechać do mojej poprzedniej szkoły... gimnazjum. Tak się składa, że nauczyciele z technikum kazali mi przynieść zaświadczenie o dysfunkcji.



 Niestety... nie zostałem przyjęty serdecznie...



 Kwintesencja gimbazy <3. Okazało się, że moja opinia jest u pani pedagog, której NIE BYŁO w szkole tego dnia. To oznacza, że czeka mnie jeszcze jedna wizyta w gimnazjum...



 Wieczorem - razem z przyjaciółmi - jechaliśmy do PEPCO kupić Lenie prezent urodzinowy. Tak - Lena miała urodziny 15 września, lecz organizuje imprezę w sobotę. Historia kupowania prezentu była długa, ale zrelacjonuję ją dopiero po sobocie, bo była by spojlerem dla Leny :C


16 września 2014

Jakoś tak nudno. Dość dziwny dzień.

 Czym jest pech? Pech to szereg niefortunnych zdarzeń mających na celu doprowadzenie kogoś do stanu zdenerwowania. Przykład: wstaję rano, a łazienka jest zajęta. Zwalnia się dopiero 15 minut przed autobusem, więc nie mam czasu załatwić "wszystkich spraw". Jadę do szkoły nie do końca "gotowy", po czym dowiaduję się, że nie ma pierwszej lekcji. Teoretycznie daje mi to pół godziny więcej snu, pół godziny więcej czasu na śniadanie, pół godziny więcej czasu na toaletę... Teoretycznie, bo praktycznie dowiedziałem się o tym po fakcie...


 Ale cóż... czytałem gdzieś, że pech zawsze równoważy się ze szczęściem. W pewnym sensie mogłem się o tym przekonać.



 Gdy byłem w gimnazjum - myślałem, że takie połączenie jest OK. Hmm... w ogólnymm rozrachunku przekonałem się, że to dość... Peszące...?


  Po WFie dowiedzieliśmy się, że nie mamy dwóch ostatnich lekcji...

 Jakiś czas później powiedziano nam, że kilku nauczycieli wyjechało, z powodu jakiejś wymiany uczniowskiej.



 Po powrocie do domu standardowo - zjadłem coś, ogarnąłem się, i poszedłem oglądać telewizję. Niestety około 15:00 leciały takie durne programy, że zrezygnowałem, i poszedłem coś poczynić z komputerem.
 Zacząłem się bawić takim programem - FL studio (Taki, gdzie dookoła przycisków są inne przyciski otoczone przyciskami). To było coś z serii "Jak znerwicować się w 30 minut".



...::^::...


 We wtorek poranek był piękny. Nie licząc tego, że nie chciało mi się wstać, przede mną było 7 godzin w szkole, dziadkowie znów okupowali toaletę, a mój kot stwierdził, że jednak mnie nie kocha.


 Tak poza tym, to to był jeden z najnudniejszych wtorków...

13 września 2014

Rutyna wszędzie. Komary są... złe.

 Czwartek, 5:00 rano - wchodzi dziadek do pokoju i zaczyna mnie próbuje mnie obudzić. Ale powiedzcie mi dla czego o godzinę za wcześnie? I dlaczego akurat wtedy, gdy mam do szkoły na godzinę później? W ogólnym rozrachunku usunął mi z życia 2 godziny snu, po czym zasnąłem kilka minut przed budzikiem, przez co go nie usłyszałem.

 Gdy już było za późno - 30 minut do autobusu - dziadek znów wchodzi i mnie budzi... Takie tam poranne biegi za autobusem. Pewna zła Alicja powiedziała by "Live is brutal"

 Sytuacja powtórzyła się w piątek. Tym razem powiedziałem mu dosadnie...


 Przynajmniej wydaje mi się, że to było dosadnie. Właśnie dla tego chodzę do szkoły nie wyspany. No, I może trochę przez Cookie - dziewczynę o boskim głosie. Wczoraj wieczorem poprosiła mnie o pomoc przy uploadzie piosenki na YouTube. 

 Podsumowując - dojechałem jak zombie do szkoły, gdzie czekały mnie różne lekcje. Na przykład dwa WFy. Na jednym graliśmy w nogę. Nie cierpię nogi. Mam awersję do piłek.





Na drugim byliśmy na siłowni. Jest świetnie wyposażona! Sprzętu idealnie się używa, i jest dostosowany idealnie do mnie. <3




 Sami wiecie... taka sytuacja.


Potem mieliśmy lekcje z wspomnianą kilka postów wcześniej przeze mnie nauczycielką - Panią Zło. Szczerze mówiąc, to ona mnie przeraża.



 Pisaliśmy test kompetencji. Hmm... jak dostanę 3, to będę bardziej szczęśliwy, niż... dzieci kwiatów. (nie pytajcie)

 Po powrocie ze szkoły - nie marzyłem o niczym, tylko o pójściu spać. Kiedy moje pragnienie się spełniło - obudził mnie pewien okropny odgłos... To był Komar...

 Postanowiłem, że nie będę pobłażliwy. Zamiast go zabić - zamknąłem go w butelce z wodą.





W końcu cierpiał za swoje grzechy... ;_;


 Sobota.
 Godzina 10:00. Mama wchodzi i znikąd wyskakuje mi z tekstem:





 Wykopki to chyba jedna z najnudniejszych, i najbrudniejszych prac. Mnie w zasadzie nie uwłacza, ale dziś ubrałem się w najgorsze dresy, małą bluzę, i nie miałem mp-trójki ;_; Poza tym okropnie świeciło słońce. Praca była więc lekko... OKROPNA. Zwłaszcza, że ciągle się słyszy:




 Po powrocie do domu - to normalne - wszyscy byli spragnieni. Niestety - nie wszystkich wtajemniczyłem w moją butelkową zemstę na komarze. Chyba troszkę pożałowałem wczorajszej decyzji, co do komara.




 Hmm... chyba i troszkę.


Tak, co do spraw organizacyjnych - mam zamiar odnowić pierwsze posty, bo wiem, że w niektórych usunęły się obrazki, a także są okropnie pisane na "odwal"


posted from Bloggeroid

10 września 2014

Czy to już... 200? Sława, piniondze i wielka... kariera!

 O ile się nie mylę, to już dwusetny post na tym blogu. Nie przypuszczałem, że aż tak się rozpiszę... (szczerze mówiąc obawiałem się, że po kilku miesiącach blogowanie mi się znudzi) 


A tu proszę!
...::18 miesięcy::...
...::200 postów::...
...::prawie 20.000 wyświetleń!::... 

 Wypada 100 wyświetleń na 1 post. Około 40 wyświetleń dziennie. To całkiem niezły wynik.


...:::^:::...

 Nie zanudzając dłużej - dzisiejszy dzień zapowiadał się OKROPNIE, ale w ogólnym rozrachunku - okazał się znośny. A wszystko zaczęło się od religii... jeszcze nigdy nie chciało mi się aż tak spać na lekcji, jak na dzisiejszej religii...





 Zaraz potem czekała mnie nagła "pobudka". To znaczy następna lekcja była... okropna! Nauczycielka, która ją prowadziła - odkąd ją pierwszy raz spotkałem - nie przypadła mi do gustu.



 Bardzo liczyłem na to, że po kilku lekcjach zmieni swoje podejście, lub przywyknę do jej ironii i lakoniczności, ale tak się nie stało. Nie chciałem tego pisać - ale fakt, że jest "cierpliwą osobą", którą z równowagi wyprowadza, gdy ktoś nie ma zeszytu - potwierdził moje zdanie o niej. W moich oczach jest po prostu... może określenie "żałosna" to trochę niewłaściwe, ale taka... nie żyjąca w realiach XXI wiecznej szkoły.


 Przez nią przestałem lubić lekcje, które wcześniej lubiłem. Nauczycielka nadała mi tytuł "Pan, który nic nie notuje". Jest jednak różnica pomiędzy nie notowaniem, a wysłuchaniem wypowiedzi nauczyciela do końca, i zrobieniem notatki po poznaniu dokładnego kontekstu...


 O NIE ;___; CO JA ROBIĘ? Czy ja na serio zamierzam się nią przejmować?


 Okej xD wyżaliłem się na nią. Przejdźmy do istotnych spraw. Takich, jak język niemiecki. Po co to komu? A na co? Dlaczego nie możemy się uczyć języka włoskiego? Gdyby od nauki języka powstawała wada wymowy, to ja pewnie mówił bym coś w stylu: "Ściouem iś do doomu".


 No okej, ale niektórzy mówią, że




 I  własne w ten sposób powstaje nienawiść do innych narodów ;_;

 Tego dnia była również kartkówka z matematyki. Jak nie lubiłem matematyki w Gimnazjum - tak zaczyna mi się podobać w technikum. Naprawdę cieszę się, że matematyczka tłumaczy dokładnie, na przykładach, i nie zmienia się w Godzillę, gdy pomylę "do sześcianu = X^3" z "do sześcianu = X^6".


  A! No, i nie mogę pominąć pewnej historii z "35"



 35 to numerek w automacie. To działa tak: daję pieniążek, klikam numer, i obraca się spirala z tym numerem - zrzucając produkt. Pod numerem 35 są 2 ciastka w jednym przedziałku spirali. Czyli płacę za 1 - dostaję 2. Ale od kilku dni numer 35 jest NIECZYNNY! Tak więc od kilku dni czekam, aż będzie dostępny, aby nikt mi nie wykupił takiej okazji.



 Nie śpię, bo czekam na uaktywnienie 35...



 A tak poza tym nie śpię, bo zabijam komary.



 Wpadłem ostatnio na 2 pomysły! Otwieram okno na oścież, otwieram drzwi na oścież, i świecę światło na korytarzu - jest przewiew, a komary lecą do światła na korytarz ^_^



 A co, gdyby tak zmodyfikować genetycznie komary, i sprawić, żeby piły łój. W teorii brzmi idiotycznie. W praktyce - kładziesz się spać, a rano budzisz się bez pryszczy.



//Widać, że już mi odwala z senności, więc na dziś koniec.

9 września 2014

Poradnik nudy - Rozdział pierwszy.

 Poradnik nudy - rozdział pierwszy. Jak nudzić się na informatyce?


...::Po pierwsze - musisz cały czas siedzieć na facebooku.

 ...::Po drugie - musisz przepisywć tylko po 3 słowa z tablicy, jeśli nauczyciel każe.
 ...::Po trzecie - musisz mieć wąską, wysoką, białą klawiaturę - to zapewni ci ból rąk podczas pisania, dzięki czemu nie będziesz musiał pisać ze znajomymi.
 ...::I najważniejsze - poproś nauczyciela, żeby odinstalował sapera, zainstalował GIMPA sprzed potopu, i założył "ochronę rodzicielską" na połowę stron internetowych.

 W ten sposób efektywnie zmarnujesz swój wtorkowy czas od 8:50 do 14:05.

 A teraz na poważnie: Lekcje zaczęliśmy testem konpetencji z Geografii... poszedł mi nie mniej, nie więcej - TRAGICZNIE. Ale nic dziwnego... w Gimnazjum, w ciągu trzech lat napisałem w zeszycie: 





  A tutaj Geografii uczy mnie pani... nie wiem jak się nazywa, ale ma kilka skrótów przed nazwiskiem (np.: wic. dyr. mgr. inż. itp.). Więc mam wrażenie, że nie będzie tak lekko, jak w gimnazjum.

 Po pierwszej lekcji czekała mnie Informatyka. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że lekcje będą... komiczne...



 Nie wiem, czy śmiać się, bo opowiediała kawał, czy z jej... braku... wyczucia, co do humoru..(?) Wiem tylko, że dała nam... dziwne zadanie domowe.




 Chyba opiszę blog Kamilki.





 Załatwię informatyczce jakieś "zakulisowe" informacje od autorki ;-; albo wywiad. Niestety to, co powiedziała później trochę mnie... rozbiło...

 

 //To nie prawda, że ja tu tylko narzekam, i żalę się na wszystko!!!

 Aż mnie kusi, żeby dać jej link do wyżalacza... jeśli dobiję 20 tysięcy do poniedziałku, to dam jej ten link xD Może dostanę jakąś premię? Np.:


 Ech... marzenia.

 Nastęna dziwna lekcja, to Przygotowanie do Druku. Jak wczoraj pisałem - zmienili mi się nauczyciele  od przedmiotów zawodowych. Teraz wygląda to mniej więcej tak:



 No, i tak od 8:05 muszę siedzieć przed monitorem, pisząc pojedyncze zdania do zeszytu ;_; Czasami tylko gadałem z Żórkiem na FaceBooku.

 Po powrocie ze szkoły musiałem pomóc jednej Pani z założeniem strony BIP (Biuletyn Informacji Publicznej). I ja wcale się nie dziwię, że mnie o to prosi. Jej zdolności informatyczne są... poniżej przeciętnych.





 Jak to mówią - Przezorny zawsze ubezpieczony! ~Jakiś stary człowiek.

 No dobra. Jutro też kilka lekcji przy komputerze. Może coś skleję w tych przedpotopowych szkolnych internetach.