Akcja "urodziny Leny" zaczęła się ponad miesiąc temu. A właściwie wcześniej... Już we wakacje - po urodzinach Marczy stwierdziliśmy, że trzeba wcześniej zaplanować kupno prezentu, żeby nie iść w przeddzień urodzin do PEPCO. I zgadnijcie jak to się skończyło?
Zrobiliśmy całe zakupy w PEPCO i jakimś odzieżowym. Wpierw kupiliśmy taką ładną ramkę na zdjęcia, oraz leginsy. Co do tych leginsów mieliśmy obawy...
Oczywiście nie odbyło by się bez idiotycznych pomysłów! Kupiliśmy kilka balonów, żeby było bardziej... kolorowo. Ale niestety... ktoś stwierdził, że balony to za mało, i trzeba zrobić jakiś przypał.
Pech chciał, że akurat przechodziła obok znajoma naszych rodziców. Tak więc plan sypnął się już na etapie planowania. I dobrze... nie chcę wiedzieć, jak zareagowaliby ludzie, gdyby dwie dziewczyny i dwaj chłopacy kupowali prezerwatywy w aptece...
Następnym sklepem, który odwiedziliśmy była drogeria. Tam znaleźliśmy takie kolorowe, pachnące żele, które ewidentnie spodobały by się Lenie.
Niestety wybuchła wojna - dziewczyny chciały kupić niebieski, o rzekomym zapachu jagód, jednak dla nas pachniało to CUKREM. Ten zapach był bardziej mulący, niż wata cukrowa. Natomiast zielony pachniał o wiele lepiej. Czymś... świeżym...
Kupiliśmy jej jeszcze różowe skarpety z futerkiem, oraz coś, co wyglądało jak masażer, aczkolwiek nigdzie nie znaleźliśmy informacji o sposobie używania...
Po wielkiej akcji zakupowej zaczęła się akcja z pakowaniem. Umówiliśmy się, że o 14:00 wszyscy będą u mnie, zrobimy zdjęcia do ramki, i wszystko opakujemy, żeby zdążyć na 16:00 do Leny... coś nie wyszło.
No, i gdy przyszedł nasz kumpel od spóźniania zrobiliśmy resztę zdjęć, wydrukowaliśmy, i oprawiliśmy w uprzednio kupioną ramkę. Powiem szczerze, że wyszło naprawdę pięknie.
Niestety tego samego nie można powiedzieć o Paczce, w którą wszystko zapakowaliśmy, albowiem pakowanie we czterech przy powierzchni roboczej 2 metry kwadratowe to nie najkorzystniejsze warunki pracy.
Na szczęście przyjęła z pokorą paczkę w takim stanie. Prezenty (chyba) jej się podobały. Potem był tort i tradycyjne "Sto lat". Na złość solenizantce postanowiliśmy, że zaśpiewamy "Sto lat" jak najwolniej. Wierzcie, lub nie, ale minęły około 2 minuty, zanim skończyliśmy...
Potem zabawy, spacer, zdjęcia, kiełbaski i ogólnie takie, takie... po jakimś czasie postanowiliśmy zrobić coś idiotycznego - trollować ludzi na Omegle. Nasz trolling wyszedł znakomicie.
Niektórzy na prawdę się nabierali, że wypchana bluzka i włosy koleżanki, to naprawdę jakaś laska przed komputerem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kilka wskazówek dla komentujących:
#1 Staraj się, aby twój komentarz był rozwinięty
#2 Pisz co myślisz i nie bój się dyskusji
#3 Jeżeli już obrażamy się nawzajem, to z szacunkiem