Piątek - w naszej szkole odbyły się dni otwarte. Wszyscy mieli wolne. No, chyba że nauczyciele kazali komuś przyjść do szkoły, żeby w czymś pomóc.
Jechałem do szkoły "pomagać" w dziale grafiki. Okazało się jednak, że jest tam wystarczająco dużo osób, więc postanowiłem pomóc koleżance przy oprowadzaniu gimbusów.
Do naszej grupy przyczepiało się coraz więcej gimbazy - w efekcie mieliśmy prawie 20 osobową grupę...
Okazało się, że przez całe zwiedzanie mieliśmy zbierać jakieś kartki z jakimiś rebusami, a pod koniec zgłosić się z nimi do sali polonistycznej. Nikt o tym nie wiedział, więc było dość dużo nieporozumień...
Po szkole znów dało się odczuć apokalipsę związaną z remontem mostu. Duży kawał drogi przeszedłem na nogach, po czym zahaczyłem o KFC.
Wsiadłem do przypadkowego autobusu, żeby dostać się chociaż trochę bliżej domu. Zostały mi 3 km do przejścia na nogach... A po wczorajszym Krakowie nie było to przyjemne...
Wieczorem znów była akcja z nagrywaniem filmu na ŚDM... wróciłem do domu ok 22:00 i umierałem... Zwłaszcza, gdy myślałem o jutrzejszym wyjeździe...
Oj, tam, oj tam, jakoś dałeś radę ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w przeżyciu :D
OdpowiedzUsuńJak czytam, jak wygląda Twoje życie, zaczynam się cieszyć ze swojego XD
OdpowiedzUsuńJezu wiem, to było jak łaziłem do KFC prawie codziennie i przez to między innymi byłem taki gruby XDDD
OdpowiedzUsuń