TAK! W końcu po tylu godzinach zaczęło sie COŚ dziać! A konkretniej: kiedy wraz z naszą małą, leniwą ekipką wróciliśmy do sektoru - zaczęły się jakieś tańce. Oczywiście - nie mogło zabraknąć układu "Tak, tak Panie". Mam wrażenie, że moje podejście duchowe trochę zaniemogło w tym momencie.
Serio... po tylu nieprzespanych godzinach miałem dość jakiegokolwiek wysiłku. Skończyło się na tym, że przespałem do około 18:00, po czym obudziło mnie coś, co chyba najbardziej lubię w Lednicy.
Chodzi mi o tę wielką "paradę", "przemarsz"... Coś, co kojarzy mi się z japońskimi festiwalami, kiedy wielu ludzi idzie drogą i każdy odgrywa jakieś "występy" artystyczne.
Kiedy to wszystko się rozkręciło - ja i dwie dziewczyny podeszliśmy do barierki, obok drogi do bramy tysiąclecia. Chcieliśmy strzelić kilka fotek naszym wspaniałym kapłanom, kiedy tak dumnie kroczyli po tej ścieżce.
Po tej całej "paradzie" nadszedł czas na "główny" punkt tego wszystkiego. Mianowicie - mszę świętą. Przyznam, że kilkugodzinna msza nie przypadła mi do gustu, no ale dało się ją przeżyć!
Po mszy odbyły się jeszcze takie standardowe czynności - odpalenie świeczek, załatwianie spraw z misjonarzami, krótkie przemówienie Papieża Franciszka (nie - nie było go tam... to było nagrane).
Moja koleżanka narzekała, że ją tłum straszliwie ścisnął w tej bramie :')
OdpowiedzUsuńWidzę, że masz podobne odczucia co do moich znajomych - im też się najbardziej podobało pod wieczór.
Możesz się pomodlić o zaliczenie przezemnie chemii ;-; Wszelkie modły osób czytających to są mile widziane ;-; Dziękuję fajnie się żyło i czytało twojego bloga ;-;
OdpowiedzUsuń