Wstałem o 10:30. Nie starałem się wstać wcześniej, bo zależało mi na energii na resztę dnia.
Przez 2,5 godziny się zbierałem - ładowałem telefon, mp3, aparat... Oczywiście nikt nie raczył mi pomóc, zrobić śniadania, czy wyczyścić butów...
O godzinie 13:00 ja wraz z koleżanką i naszym Katechetą jechaliśmy do Hażlacha. Małej miejscowości nieopodal Cieszyna. Jechaliśmy tam, żeby spotkać się z młodzieżą ze Słowacji w ramach Światowych Dni Młodzieży.
Jakoś o 13:40 byliśmy w Bielsku Białej. Tam przesiedliśmy się do samochodu pewnej milej pani - Siostry Teresy. Byliśmy świadkami jej pierwszego w życiu spotkania z GPS'em.
Muszę przyznać, że to była chyba najzabawniejsza podróż, w jaką jechałem. Co prawda Siostra Teresa ma swoje lata, ale nie zmienia to faktu, że jej sposób pojmowania niektórych rzeczy jest zwyczajnie śmieszny :D
Po dłuższym czasie zatrzymaliśmy się na kawę w jakimś zajeździe koło autostrady. Niestety - nie mogliśmy tam zostać zbyt długo, bo Siostra Teresa miała zepsuty bagażnik, i nie chciała zostawiać auta bez "opeki".
Ech... Gdy dotarliśmy na miejsce, to przełożyliśmy wszystko z bagażnika do wnętrza samochodu, bo siostra bała się, że ktoś jej to zwędzi. Pan Katecheta chciał sprawdzić co jest nie tak z bagażnikiem.
I w ten sposób rozwiązaliśmy problem Siostry Teresy <3. Szkoda, że już zdążyliśmy wszystko przełożyć do auta.
Kiedy już się ogarnęliśmy - weszliśmy do pobliskiego kościoła. Tam czekaliśmy na ludzi ze Słowacji. Przyjechali z takim sympatycznym księdzem, który swobodnie mówi po słowacku, czesku i polsku. Można było to zauważyć, kiedy odprawiając mszę używał na zmianę tych języków...
Można było się pogubić, kiedy połowa kościoła mówi coś po słowacku, połowa po polsku, a Siostra Teresa chodzi z tabletem i strzela wszystkim fotki. Najgorsze było śpiewanie piosenek jednocześnie po słowacku i polsku...
Po "mszy" przyszedł czas na takie "spotkanie" na salkach. Niestety - Polacy i Słowacy nie mieli o czym rozmawiać, więc długą chwilę siedzieliśmy w ciszy. Na szczęście tylko do czasu...
Ogólnie, to zaczęliśmy się jakoś dogadywać. Rozmawialiśmy o szkole [*]. Zobaczyliśmy jakie salki mają w Hażlachu. Ekhm... Oni mają w pobliżu kościoła miejsce, gdzie robią sobie taki duży pokój - z łóżkami, miejscami do siedzenia, zabawy... taki dom dla młodzieży. Mają kuchnię, łazienkę z prysznicami, piwnice... Ech... Zazdro.
Po wszystkim umówiliśmy się na spotkanie "międzynarodowe" w Czechach. Ksiądz z Czech nie może wyjeżdżać w soboty popołudniami, więc stwierdziliśmy, że w marcu pojedziemy tam w piątek wieczorem i wrócimy w nocy, albo zostaniemy do soboty.
Mi się to podoba! Co miesiąc jeździć do Czech lub Słowacji. Niby to nie jest jakieś MEGAŚWIATOWE, ale zawsze to coś!
Idę spać, bo padam na ryj... dosłownie...
Czyhałem.Świetny post.
OdpowiedzUsuńSuper ;3
OdpowiedzUsuńSiostra Teresa mnie urzekła :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Siostra Teresa - guru technologii :D
OdpowiedzUsuńSiostra Teresa - guru technologii :D
OdpowiedzUsuńNajlepsza siostra Teresa hahah.
OdpowiedzUsuńWspaniały dzień z wspaniałymi ludźmi, więcej takich :)
OdpowiedzUsuńSiostra Teresa daje czadu ��
OdpowiedzUsuń. Pozdrawiam Julka
-Siostro jest czerwone
OdpowiedzUsuń-To czemu ten ŻIPIES nie mowi , że mam się zatrzymać ?
Padlam xd
Omg xD Padłam jak to czytałam XD Będę polecać bloga, jest świetny :D
OdpowiedzUsuńŚwietny blog polece znajomym
OdpowiedzUsuńJ.G