26 STYCZNIA - WTOREK
Dzisiaj, wraz z naszym "zespołem" czekało nas dużo pracy. Czas leciał nieubłaganie, a my prócz koncepcji nie mieliśmy prawie nic (zwłaszcza zdolności). Na szczęście jakoś nam to szło. Doszliśmy do wniosku, że piosenki z "Małej syrenki" są idealne do rozśpiewywania się...
Po NAPRAWDĘ długim czasie spędzonym na ćwiczeniu śpiewu wszyscy zgłodnieliśmy. Postanowiliśmy zrobić coś szalonego /w naszym mniemaniu/ i zamówiliśmy pizzę do kościoła! Było to w sumie trochę niezręczne...
Wieczorem postanowiłem po raz kolejny wybrać się na lodowisko. Tym razem towarzyszyła mi Margaret. W międzyczasie dosiadła się do nas jeszcze jedna koleżanka z naszej szkoły... Muszę przyznać że sama droga na lodowisko była dość zabawna, biorąc pod uwagę niemców, którzy chyba chcieli znaleźć centrum handlowe...
Kiedy dotarliśmy - wypożyczyliśmy łyżwy (kto musiał, ten musiał) i zaczęliśmy jazdę. Mi i Margaret szło całkiem nieźle, ale nasza koleżanka była na lodzie pierwszy raz od długiego czasu...
Po długiej walce z łyżwami w końcu udało nam się nauczyć ją jeździć na przyzwoitym poziomie. Pod koniec całej wyprawy - ja i Margaret wybraliśmy się na kebaba. Umówiliśmy się, że to nie randka, ale jeśli będzie taka potrzeba, to możemy uznać, że jednak była.
Wróciliśmy dość późno, więc niestety - nie miałem żadnego autobusu, tak więc musiałem znów prosić rodziców o podwózkę. Ale cóż... Mam nadzieję, że w jak najbliższym czasie to się zmieni...
Zapraszam na mojego bloga.
OdpowiedzUsuńhttp://mojezycioweopowiadania.blogspot.com/?m=1