28 marca 2015

Lenistwo - jak cudownie to brzmi...

 O rany... chyba już zapomniałem jak się pisze te posty... marzec dobiega końca, a ja się obijam. Może to dla tego, że ostatnio nie działo się nic wartego opisania..? Aż do wczoraj...

 Wczoraj (piątek) godzinie 19:00 jak zwykle odbyło się spotkanie Sekty Młodzieżowej. Tym razem nie było to typowe spotkanie, bo robiliśmy plan naszej drogi krzyżowej.


 W praktyce - tak to wygląda. Ale to będzie specjalna droga krzyżowa. Będzie prowadzona przez nas w Wielki Piątek o 22:00.

 Mieliśmy opisać stacje, zrobić opracowanie muzyczne i zająć się takimi sprawami organizacyjnymi. No, ale nie ma tak dobrze...



 Z około 15 osób było nas około dziewięciu, z czego trzy osoby wyszły w połowie. Tak więc w gruncie rzeczy zostało nas sześciu. Ja i Katie opracowaliśmy świetny plan z serii - co robić, żeby się nie narobić.



 Tak oto ja i Katie zajęliśmy się trochę bardziej artystyczną stroną organizacji. Siostra Maddie i Pan Katecheta opracowywali poszczególne stacje, bo większość osób wkleiła je po prostu z internetu.


 W międzyczasie opracowaliśmy wspaniały plan przemeblowania naszej salki. Zaplanowaliśmy gruntowny remont - głównie chodzi o przestawienie kilku ławek i zakup dużej, drewnianej półki na jakieś graty.

 Gdy skończyliśmy z plakatem - nałożyliśmy na niego TRWAŁĄ BABCI WIESI. Tak nazwaliśmy lakier do włosów, któy utwardza wszystko lepiej niż lakier samochodowy...


 Pomimo, że zrobiliśmy piękny plakat, to w sobotę rano zorientowaliśmy się, że jest na nim STRASZNY błąd...


 Tak więc w sobotę musimy ponownie iść na salkę, aby poprawić to "niedociągnięcie" ;_\

23 marca 2015

Czy ktoś tu jeszcze jest? Jakby co to nie umarłem...

 Uch... obiecuję, że rozruszam tego bloga! W chwili obecnej odczuwam nadmiar obowiązków! Ten post jest postem informującym o tym, że jeszcze egzystuję na tej planecie!


16 marca 2015

Błąd! Obowiązki nie mieszczą się w harmonogramie!

 Kilka słów na wstęp:

 Przepraszam, że przez weekend nie było możliwości wejścia tutaj. Potrzebne było TOTALNE odświeżenie. Mam nadzieję, że podoba wam się nowy design.

 /Tak... to po prawej to mój ryj. Co za tym idzie..? Może raz na pół roku dodam tu jakieś zdjęcie... Przepraszam jeżeli ktoś się przestraszył...

 Co mnie tak wzięło na odwalenie bloga akurat dzisiaj..? Poszperajcie w zeszłorocznych wpisach ;)

 Okej, ale nie zanudzając dłużej: zapraszam do przeczytania ogólnej relacji z zeszłego tygodnia

8 marca 2015

Weekendowy stresik! Nie ma to jak produktywność...

 Kolejny zabiegany dzień w tym tygodniu! Wczoraj zostałęm postawiony przed wyborem: Iść do Miley na "grube melo" lub jechać na Adorację z ŚDM z moją sektą...


 Miałem na serio wielki dylemat... W końcu postanowiłem, że o 14:00 pojadę do Miley, a o 19:00 na adorację!

 Nie byłam zadowolona z tego, że Kubuś przyjedzie tylko na 4 godziny ale cóż, skoro woli jechać ze swoją sektą ;___;

 Najpierw planowaliśmy iść zrobić jakieś fajne zdjęcia. W międzyczasie Miley poszła zjeść obiad, a ja zostałem sam na sam w pokoju z Nathalie...


 Jadłam sobie spokojnie obiad na dole i słyszałam jakieś trzaski z góry. Poszłam to sprawdzić... to była Natahlie, która nie umiała zamknąć drzwi xD


Potem zmusiłam Kubę i Nathi żebyś my poszli robić zdjęcia :D Musiałam zrobić jakieś fajne zdjęcie w bluzie.


 Zrobiliśmy jakieś 255 zdjęć, które wyszły FENOMENALNIE. Oczywiście nie obyło się bez zdjęć, któe były by idealnym materiałem na memy...


 Po wspaniałej sesji musiałem jechać na adorację. W sumie takie adoracje to świetna okazja, żeby się wychill out'ować... (istnieje takie słowo?)

 Niedziela minęła niezbyt ciekawie... Ech... Na koniec wrzucam wam obrazek, który Miley sama namalowała na ścianie ;o


 Muszę przyznać, że całkiem pięknie jej to wyszło! /Tak... Miley to naprawdę Marta... wydało się! Znajdziecie ją i ukradniecie jej żelki... [*]/ Chciała, żebym dodał jej zdjęcie, ale stwierdzam, że nie ;-;

 Życzę wam miłego tygodnia!


7 marca 2015

Nienajlepiej... Zapowiada się okropny tydzień.

 Ubiegły poniedziałek nie był wcale taki zły w porównaniu do reszty tygodnia... nie było tragicznie, ale można się było załamać.
Zaczęło się od tego, że we wtorek musiałem wstać o 4:45, ponieważ zaczynałem lekcje o 7:10, a jedyny autobus miałem o 5:50. Moja droga do szkoły wyglądała mniej więcej tak:


 Jest tak: o 5:50 wsiadam do "czerwonego" i jestem na następnym przystanku o 5:55. Później czekam na autobus o 6:11. Jak widać - mogę przejść na drugą stronę, i przejechać się na pętlę, ale nie zawsze zdążam.

 We wtorek cały dzień miałem przedmioty zawodowe, więc dzień minął całkiem znośnie. Wróciłem do domu w miarę wcześnie. Niestety nie zdążyłem zrobić nic konkretnego, bo o 17:00 padłem ze zmęczenia. I... jak można się domyślić - wstałem dopiero następnego dnia...

 No właśnie... w środę zostałem po prostu ostatecznie dobity. Cała klasa była nieprzygotowana, więc mieliśmy wtopę na jednej lekcji...


 No więc środa nie była najszczęśliwsza. Wieczorem razem z chłopakami z klasy zaczęliśmy myśleć nad prezentem na dzień kobiet. Postanowiliśmy dać im nasze zdjęcia, różę i kawałek ciasta. Jako kreatywne dziecko - postanowiłem przygotować ramki na zdjęcia:


 Siedziałem nad tym do 2 w nocy... do tego nie skończyłem. W czwartek zaniosłem do szkoły to, co już miałem. Niestety - nie mieliśmy czego wsadzić do tych ramek, więc w piątek zrobiliśmy wielką akcję - ZAKUPY...

 Umówiliśmy się z chłopakami o 8:50 w pobliskiej galerii handlowej, gdzie zrobiliśmy sobie zdjęcie, żeby je potem wydrukować.

 Niestety - w międzyczasie wstąpiliśmy do McDonalda na kawę. W naszym mieście obok Mc'a jest Biedronka i moja klasa, przy pomocy wózka zakupowego, dała mi świadectwo swojego niedorombania psychicznego...


 Szczerze? Miałem serdecznie dość. Od dwóch nocy siedziałem i się z tym pierniczyłem, podczas gdy oni mieli takie odpały...

 Około 10:30 byliśmy pod szkołą, ale kilku MĄDRYCH chłopaków stwierdziło, że nie opłaca się iść na jeden WF i dwie godziny polskiego.

 Na WFie były jakieś targi, więc nauczyciel nie sprawdzał obecności. Prawdopodobnie gdybyśmy wtedy byli - upiekły by nam się dwie godziny.

 Polski jest akurat lekcją, której nie chciałbym opuścić, ale cóż... Solidarność klasy i te sprawy... Mówiłem, że lepiej iść, jednak bez skutku. Później wszystko wyszło...


 Coś okropnego! Jeszcze nigdy pierwszy tydzień szkoły po feriach nie był taki okropny! Stwierdzam, że mam klasę prawie tak okropną jak w gimbazie. Idę się załamać. Muszę jakoś odreagować ten tydzień.

2 marca 2015

00. Podsumowanie ferii. Pierwszy kontakt ze szkołą.

 Nie wiem jak zacząć... Dzisiejsze wydarzenia mną wstrząsnęły... Głównie w negatywnym aspekcie, ale zdarzyło się też kilka fajnych rzeczy. Na przykład - zaraz kiedy wstałem...


 Gdy zobaczyłem jak jest jasno, to naprawdę myślałem, że zaspałem, więc zaraz zerwałem się z łóżka. Zdążyłem nawet zjeść śniadanie!

 Dzień w szkole minął... No cóż... Przeżyłem. Miałem dzisiaj osiem lekcji... w tym WF. Na szczęście na WFie graliśmy w ping - ponga, więc równało się to z siedzeniem na ławce...


 Pomimo moich obaw - dzień zleciał całkiem... "dobrze"... jak na pierwszy dzień szkoły po feriach. Niestety - już dzisiaj zapowiedzieli nam tony sprawdzianów i kartkówek. Ech... Idę się załamać <3

 A teraz:



 Chyba wypada coś napisać o minionych feriach...

 Cóż... ogólnie okes ferii charakteryzował się tym, że posty były dodawane codziennie. Miałem na tyle czasu, że nie sprawiło mi to większych problemów.

 Zauważyłem, że im więcej postów dodaję tym większe mam statystyki - załóżmy, że przed feriami miałem 100% wyświetleń dziennie. Po feriach - około 150% dziennie! Zastanawiam się tylko dlaczego w komentarzach udziela się zaledwie 5 - 10% odwiedzających ;o.

 Nie mniej jednak - to były chyba jedne z najlepszych ferii. Dobrze jest mieć motywacje do robienia czegoś ciekawego!

 A jak wy oceniacie te 17 postów? Napiszcie co sądzicie - czego było za dużo, czego mogło by być więcej, czego mniej... Czy chcielibyście, żebym zrobił taką akcję we wakacje? 62 wakacyjne posty... chyba wszyscy byśmy mieli już dość tego bloga ;o

1 marca 2015

01. To jest już KONIEC. Czuję zło w powietrzu.

 Ech... No i nadszedł ten okropny dzień... OSTATNI dzień ferii... myślałem, że przeżyję go jakoś super - mega fajnie, ale nic z tego nie wyszło... Oni specjalnie ustanowili dwa tygodnie ferii pod rząd, bo pod koniec tygodnia już i tak nic się nie chce.

 A poza tym okazało się, że mamy multum nauki! Na jutro mam napisać referat na geografię, dotyczący głodu na świecie...


 Ach! Wręcz nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia... Pobudka o 6:00, koniec lekcji o 15:00, w domu będę o 16:20 i o 17:00 mam dodatkowy angielski... a na domiar złego - mam uwaloną rękę....


 Ech... jutro zrobię jakieś podsumowanie ferii... Mam nadzieję, że nie zginę...

02. Coraz większa rozpacz. Czy to naprawdę ostatni weekend..?

 Uch! Tak. To już ostatnie dni radości i beztroski. Już wkrótce skończy się to wszystko - rozwijanie swoich talentów, umacnianie więzi z ludźmi, aktywne spędzanie czasu i wiele, wiele innych. I to wszystko na rzecz kiczowania przez osiem godzin dziennie w szkole... Ech...

 Jako że dzisiaj sobota - postanowiłem nieco posprzątać w pokoju. Nie były to jakieś generalne porządki, ale skończyło się na tym, że rozkręciłem klawiaturę, by odkurzyć z niej resztki jedzenia.


 A kiedy tak sprzątałem - znalazłem płyty ze sterownikami do tabletu. Och! To sprzątanie się BARDZO opłaciło.


 Po przeinstalowaniu śmiga jak nowy! BARDZO pomoże mi to przy rysowaniu obrazków na bloga! Mam nadzieję, że widać to po jakości obrazków.

 Około 15:00 wpadli do mnie znajomi - Maddie, Miley, Nathalie i Steve ... przepraszam - Steve nie mógł wpaść, bo jechał z księdzem do Sosnowca odebrać symbole ŚDM.  Ech... nie dość, że nas zdradza, to jeszcze kosztem wyjazdu do Sosnowca.

 No, ale jakoś spędziliśmy ten czas! Miley, Nathalie i Maddie potrzebowały pomocy przy sklejeniu "gazetki" szkolnej i zaprojektowaniu okładki. Oczywiście - projektowanie okładki nie obyło się bez wspaniałej sesji fotograficznej!


Stwierdzam, że mi stanowczo nie służą zdjęcia z daleka... Ech...


 No, ale w końcu udało nam się zaprojektować w miarę przyzwoitą gazetkę.  W międzyczasie zamówiliśmy pizzę i odbyliśmy światową debatę na temat najlepszych zespołów muzycznych. I jakże mogło by się obyć bez porządnej dawki pecha?


 Haha! Ale koniec końców - dzień naprawdę się udał! I świat byłby piękny, ale kilka osób musiało go zniszczyć...


 PA - TO - LO - GIA. Czuję się jakby ktoś wyciął mi cała niedzielę z życiorysu. Ale cóż... samo życie... ;_; jeszcze tylko jutro i... grrr...