30 maja 2015

Duch święty i te sprawy... Chociaż nie bałdzo...

  W sobotę wstałem nadzwyczaj wcześnie. Miałem dość dużo do zrobienia, więc nie chciałem tracić czasu. Na początek wziąłem się za filmik na ŚDM. Spodobała mi się reakcja mojej siostry na widok filmiku z siostrą Maddie...


  Ech... cód, że w ogóle coś z niej wyciągnęliśmy.
  Znacznę od tego, że znalazłam się tam przez Tustynę. Robiła z Nathalie jakiś projekt na Polski, a ja i Steve wpadliśmy je odwiedzić. W sumie to nawet nie wiem po co, bo skończyło się na tym, że to Steve zrobił za nie całą pracę...


  Nie było za bardzo co robić, więc stwierdzilismy że wyjdziemy na zewnątrz. Poszlismy na tak zwaną "studzienkę", bo nasi "znajomi" robili tam grilla, ale niestety nie czułam się zbyt dobrze w ich towarzystwie. Na szczęście przechodził koło nas Kuba z moją siostrą. Szli nagrać kolejną część filmu na Światowe Dni Młodzieży. Nie czekając dłużej przyłączyłam się do nich...


  I w ten oto sposób zmarnowaliśmy prawie cały piątek. A jeszcze więcej planów mieliśmy w sobotę. Ja, Maddie i jej siostra jechaliśmy do szkoły, w której uczy się Katie. Organizowali tam tak zwany "piknik rodzinny", więc załapaliśy się na trochę ciasta i innych atrakcji.

  Wspólnie zdecydowaliśmy że kupimy sobie los na loterii. Złożylismy się po 2 zł i wylosowaliśmy dziwną torebkę w gwiazdki, a w niej przenośne ognisko, drewniane JoJo z logiem szkoły, naklejki z patronem i... Tadeusza!


  Tadeusz to czerwony samochód który chyba miał być do postawienia na półkę bo miał zamontowaną podstawkę. Nie mozna zrobić dziecku większej krzywdy niż to. Próbowalismy wszystkiego co było pod ręką żeby ją odkręcić. Niestety nie udało się, bo nikt nie miał niczego co byłoby śrubokręto-podobne.

Kiedy siedzieliśmy sobie spokojnie - zadzwonił do mnie nasz Katecheta i... Że tak powiem - los nie chciał, abyśmy dobrze bawili się na pikniku...



  To nie było zbyt fajne zwłaszcza, ze piknik dopiero się rozkręcał. Kiedy przyjechaliśmy okazało się ze jest gorzej niż myśleliśmy. I to nie pod względem syfu... Pod względem prowiantu. Ksiądz obiecał nam 50 pączków i dużo innego jedzenia. Zamiast tego było 30 pączków i jakieś gazowane picie. Nie było by tak źle, gdyby nie to, że nie było nawet kubków!

  Wyruszyliśmy na wielką podróż do biedronki i w pół godziny zrobiliśmy wielkie zakupy, zawieźliśmy je do salki i "pięknie" udekorowaliśy stół...



  Zaraz potem poszliśmy na 500 godzin do kościoła Serio... Niby to wszystko trwało cztery godziny, ale gdy przez cały czas tylko się siedzi lub klęczy i przy okazji śpiewa w kółko to samo, to można wykiczować. Gdyby nie to, że miałem aparat, to byłoby jeszcze gorzej...



  Potem poszliśmy na 15 minut do salki, gdzie wszyscy się napili i wzięli po ciastku. Trochę szkoda, że nikt nie powiedział nam, że będziemy tam tak krótko, bo nie robilibyśmy tej akcji z biedronkom.

  Na koniec znów wróciliśmy do kościoła na "główny" punkt naszej adoracji czyli modlitwę wstawienniczą do Ducha Świętego. To dość skomplikowane... radzę poczytać o tym w necie.

  Ogólnie mnie osobiście się bardzo podobało... W przeciwieństwie do Maddie, która zaginęła w czasie pisania tego posta.

***
  Czy ktoś z czytających ten post wybiera się w tym roku na Lednicę? Byłoby fajnie pointegrować się na żywo :D

29 maja 2015

Ten tydzień nie rokuje dobrze...

CZWARTEK

  Wiecie, że nie jestem pewien czy ten post dotyczy tego czwartku, czy zeszłotygodniowego? No, ale cóż...

  Jak co czwartek - z samego rana mieliśmy fizykę. W środę całą noc robiłem jakąś durną kartę pracy.



  Około 11:00 poszliśmy do biblioteki, bo miało być jakieś specjalne spotkanie. I właściwie było - pogadanka o narkotykach z babką, która grała w W11.



  Ogólnie to babka gadała bardzo ciekawie, ale niektórzy chyba nie wzięli jej do końca na poważnie.

PIĄTEK

  Oj, w piątek się działo... począwszy od dziwnych akcji na WF, poprzez wspaniałą sesje zdjęciową, aż po nasze chore spotkanie na salce.

  I chyba to, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to sesja zdjęciowa z Maddie i jej siostrą... Ale może rozpiszę się na ten temat w następnym poście z gościem specjalnym!



27 maja 2015

Boli mnie głowa i ogólnie nie chce mi się żyć.

PONIEDZIAŁEK

  Jestem tak wycieńczony, że w weekend pójdę spać i obudzę się dopiero w poniedziałek. A sorry... już mam zaplanowany weekend...

  Może jednak zacznijmy od poniedziałku. W poniedziałek znów jechałem do szkoły dwie godziny później, bo nie było naszej babki od niemieckiego.

*Tydzień wcześniej

  Hmm... czy tylko ja tu widzę jakieś powiązania? ;-;

WTOREK

  Wtorek był okropny! Pojechałem do szkoły tylko na jedną lekcję, żeby poprawić biologię. Ogólnie to miałem dużo rzeczy na głowie, a prawie cały dzień były przedmioty zawodowe, więc nic nie straciłem.



ŚRODA

  W środę znów była taka akcja z nauczycielami, że przyszedłem do szkoły na zaledwie dwie lekcje. I były to dwie MATEMATYKI.

  Właściwie, to mieliśmy mieć po nich historię, ale zrobili nam zastępstwo (zamiast zwolnić nas do domu...). Jako że nie miałem autobusu - postanowiłem zostać na tej niedoszłej lekcji.



  Ekhm. Facet puścił nam film, w którym była scena seksu, ale on zareagował na nią jakby nam puścił jakieś najbardziej tajne zakazane porno...

  Idę czekać na czerwiec, a w międzyczasie się uczyć...

17 maja 2015

Z serii: Wyprawy Kuby - Zdobywamy górę Źar.

  6:00 rano - wstałem. Wstałem o 6:00 w SOBOTĘ. Dzisiaj nasza super sekta miała jechać na coś w stylu "rekolekcji". Szczerze mówiąc byłem sceptycznie nastawiony do tej wycieczki, ale jeszcze bardziej się załamałem gdy przyszedłem na miejsce zbiórki - pod kościół...


  Ech... o ile nasza grupka tworzy dość fajną społeczność, to w kwestiach wycieczek nie ma co na nią liczyć.

  Około ósmej podjechaliśmy pod kościół w sąsiedniej parafii, z której busem wyjechaliśmy w kierunku miejsca, gdzie miały odbyć się nasze rekolekcje... Jechaliśmy z kilkunastoma osobami z tej właśnie parafii, a także z ich księdzem jako opiekunem.


  Na początek zatrzymaliśmy się w pewnej małej kapliczce, gdzie miała się odbyć krótka adoracja. Powitał nas tam bardzo sympatyczny lokalny ksiądz. Podobno pracował kiedyś z podopiecznymi pobliskiego szpitala psychiatrycznego. Widać to po jego podejściu do ludzi.


  Później jeszcze wyściskał i wycałował tego chłopaka "po ciociemu". Rany... pierwszy raz widziałem, żeby ktoś tak się zachwycił czytaniem. No, ale cieszmy się z małych rzeczy!

  Po adoracji była krótka msza i szybka spowiedź, a po wszystkim pojechaliśmy pod górę Żar. I wtedy nadszedł punkt kulminacyjny naszej wycieczki - zdobywanie Żaru...

  Ogólnie... to nienawidzę gór. Zawsze jest mi tam duszno, gorąco, bolą mnie nogi i czuję się, jakbym miał zaraz umrzeć.


  Od zawsze miałem złe wspomnienia związane z górami. Praktycznie na każdej wycieczce szkolnej nauczycielki musiały mnie ciągnąć, bo zawsze szedłem na końcu i męczyłem się po 100 metrach... Tym razem było podobnie.


  Kiedy doszliśmy na górę to wszyscy wytchnęli z ulgą. No może oprócz mnie - ja odreagowałem to trochę inaczej...


  Przez chwilę posiedzieliśmy na tym szczycie i pogadaliśmy na różne tematy. Ogólnie to zrobiliśmy takie  "minispotkanie" oazowe. Przy okazji zdążyłem bardzo polubić księdza, który robił za naszego opiekuna. Zapunktował u mnie głównie dystansem do siebie.


  No i w ten sposób - biorąc pod uwagę zasady logiki - moja rodzina powiększyła się o jakieś 12 osób. Ale przyznam szczerze, że czasami naprawdę fajnie jest przełamać takie ograniczenia w stosunkach międzyludzkich.

  Gdy nasze spotkanie się skończyło - zeszliśmy z góry. Postanowiłem odizolować się od innych... Włączyłem mp3, ubrałem słuchawki, by schodząc zatracać się w piosenkach Edyty Górniak.


  Na koniec jechaliśmy do takiego "domku letniskowego", gdzie robiliśmy grilla i śpiewaliśmy różne piosenki na pomoście. Obawiam się, że ludzie, którzy siedzieli nieopodal pomyśleli sobie o nas coś nieprzyzwoitego...


  Około 16:00 zaczęliśmy sprzątać syf, który po nas pozostał i zebraliśmy się do busa. I bardzo dobrze, bo po tej całej wyprawie mój mózg chyba już na dobre przestał funkcjonować...


  Droga powrotna minęła dość przyjemnie, ale zaraz po wejściu do domu padłem i leżałem... TAK BARDZO bezczynnie.

  No, ale muszę powiedzieć, że to był WSPANIAŁY wyjazd! Nie zapomnę go baaardzo długo i szczerze mówiąc - liczę na to, że uda mi się podpiąć do innych takich wyjazdów! Pomimo wielu niedogodności - było naprawdę świetnie!

16 maja 2015

Trochę weekendowych zdjęć.

  Witam was wszystkich w kolejny SŁONECZNY majowy weekend! Ten post nie będzie typowym postem, bo stwierdziłem, że dawno nie było tu żadnych "zdjęciowych" postów. Jako, że czasami lubię pobawić się z aparatem - postanowiłem wrzucić tutaj kilka fotek, które udało mi się ostatnio zrobić. Już połowa maja za nami - jeszcze tylko trochę i będziemy mieli CZERWIEC. Czy u was też jest "wielkie poprawianie"? Przyznam się szczerze, że u mnie z ocenami średnio, ale lepiej niż się spodziewałem. Grunt to wytrwać PRZYNAJMNIEJ do 20 czerwca - potem będzie z górki.


  Macie jakieś konkretne plany na wakacje? Ja miałem jechać na kolonię, ale plany się zmieniły i spędzam wakacje w domu. Ale muszę powiedzieć, że mam ciekawy pomysł na wakacje. Pierwszego dnia wakacji możecie spodziewać się na blogu czegoś SPECJALNEGO. Co takiego? To niespodzianka, ale jeśli jesteś bloggerem i chcesz poznać szczegóły - napisz do mnie maila: xkajot@gmail.com.


  Między tekstem możecie zauważyć zdjęcia czegoś, co ostatni przyszwędało mi się pod dom. (No, albo zobaczyć tekst pomiędzy zdjęciami - zależy od podejścia.) Postanowiłem wziąć aparat i zaszaleć (a co mi tam) oczywiście humanitarnie - żaden jeż nie ucierpiał.


  Zastanawiam się, czy częściej nie robić takich postów ze zdjęciami i krótkimi refleksjami na różne tematy. Hmm... właściwie dlaczego nie? Zakładam, że coś takiego pojawiałoby się raz w miesiącu, bo pewnie nie chciałoby mi się częściej ruszyć dupy, żeby zrobić zdjęcia.


  Ogólnie to myślę, żeby wrócić do tej formy dodawania postów co tydzień, bo ostatnio mam trochę więcej czasu. Ale z innej strony wiem, że za kilka tygodni znów mi się znudzi. Chyba najlepiej było w 2 gimnazjum. Kiedy dodawałem jeden post dziennie. Ech... to były czasy :')


  Piszę jakby to było lata temu, a przecież to było w 2013. A propos "przeszłości" tego bloga - zaktualizowałem cały KWIECIEŃ 2013 Więc gdyby ktoś zażyczył sobie poczytać o początkach tego bloga - wszystko jest przejrzyste i czyste. Pracuję jeszcze nad majem 2013 i lipcem 2014 (nie pytajcie skąd te randomowe daty)


  Na koniec dodaję jakieś przypadkowe zdjęcie. Mam nadzieję, że ten post was nie zanudził na śmierć. Nie wiem jak wy, ale ja czekam na czerwiec, bo planuję małe zmiany (między innymi zmianę koloru tła, bo już sam rzygam zielonym... kto mi ustalał tę rozpiskę z kolorami..?)

  No więc... to chyba wszystko, co chciałem napisać. Życzę wam miłego weekendu!


///Mam nadzieję, że spodoba wam się pomysł wpisów w tym stylu, bo Kuba robi takie piękne zdjęcia, że od razu przyjemniej się sprawdza takie notki.  ~ dop. od Hery

15 maja 2015

Byle do czerwca. Matma to zło!

PONIEDZIAŁEK


  Poniedziałek to jeden z tych dni, które sprawiają,  że tracę nadzieję dla tego świata. Ale cóż... Człowiek człowiekowi zgotował ten los.

  Co prawda - nie mieliśmy dzisiaj dwóch lekcji, co nie zmienia faktu, że mieliśmy matematykę. Może nie jestem najgorszy z matmy, ale dzisiaj dosłownie umierałem ze strachu...


  Ostatecznie babka nie sprawdziła zadania, ale było blisko... Jeszcze jedna pała z matmy i się nie pozbieram...


WTOREK


  Jak w każdy wtorek - jechałem do szkoły o 5:50. Zbyt wcześnie. W czasie lekcji przypomniałem sobie, że mieliśmy na dzisiaj uzupełnić ćwiczenia do biologii.


  Po szkole czekało mnie jeszcze trochę pracy... Musiałem skończyć filmik na ŚDM i powiem wam, że już nim rzygam. Okazało się, że trzeba jeszcze nad nim DUŻO popracować...


ŚRODA


  O środzie nie chce mi się pisać... byłem OKROPNIE zmęczony. Dzisiaj znów gadałem z "turkiem". Hmm... Muszę kiedyś przysiąść w weekend przed komputerem, i napisać o co chodzi w "przygodzie z turkiem".

  Na pierwszej lekcji nauczycielka wpuściła nas do sali, po czym poszła sobie, bo okazało się, że musi rozdać arkusze maturalne. W sumie ta wolna godzina się przydała... zdążyłem odpisać zadanie z matematyki. I wiecie co? Nauczyłem się czegoś ważnego...


13 maja 2015

Randomowy weekend majowy.

SOBOTA

  Super... po prostu uwielbiam moich rodziców... Zawsze uważałem, że powinni być bardziej spontaniczni, ale oni chyba źle to zrozumieli...

  Od dwóch tygodni umawiamy się ze znajomymi na jakiś wypad. Zawsze w weekendy coś nam wypada, a w ten akurat mieliśmy wolne. No... nie do końca.


  Moi rodzice to porażka. Gdyby powiedzieli mi o tej mszy dzień wcześniej - jechalibyśmy gdzieś ze znajomymi rano. I tak cała sobota poszła się...

  No, może nie cała. Wieczorem rodzice (o dziwo) zabrali nas na pizze - w ramach rekompensaty... czy coś... ale powiem wam, że z rodzicami to nawet pizza może zbrzydnąć...


  Po powrocie pojechaliśmy jeszcze do Tesco. I wiecie co? Uwielbiam niektóre promocje w Tesco.


NIEDZIELA

  Niedziela była okropna. Właściwie, to nie zrobiłem nic pożytecznego. Chociaż... Tak właściwie, to rozwiązałem jeden ze swoich życiowych problemów.


  Z serii "Zaufaj mi - jestem inżynierem". Co prawda raz czy dwa dostałem w łeb ze spadającej słuchawki prysznicowej, ale to dopiero prototyp.

8 maja 2015

Tragedia... świetne zakończenie tygodnia.

  Ten tydzień był taki piękny. Niestety - ostatnie dni musiały wszystko zepsuć.

CZWARTEK

  W czwartek okazało się, że połowa grona pedagogicznego odpadła po maturach, więc szedłem do szkoły na jedynie dwie lekcje od 11:25... Wstałem o 6:00 żeby mieć czas na zrobienie czegoś pożytecznego.

  Jako, że moje autobusy są bardo ograniczone - postanowiłem już o 9:05 wyjechać i iść do McDonald'a na "śniadanie". Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że w pośpiechu ubrałem zepsute spodnie...



  Ale jeszcze bardziej musiała zdziwić się Lucy, gdy wybierała się do szkoły, a nagle przyszedł jej spam na Facebooka i kilka SMSów o treści:



  Na całe szczęście - byliśmy w szkole około 11:00, więc zostało nam trochę czasu. Postanowiliśmy odwiedzić naszych kolegów, którzy mieszkają w internacie obok szkoły.



  Kiedy poszliśmy na dwie lekcje (dwa angielskie) - przez pierwsze 45 minut sprawdzaliśmy zadanie domowe, a przez kolejne - zrobiliśmy jakieś trzy słuchanki...

  Po powrocie do domu czekał mnie ochrzan za dziurawe spodnie. Wieczorem tata postanowił jechać ze mną do TESCO. Tak - Najlepsze ubrania sprzedają w TESCO. I wiecie co? Zakupy z tatą to najgorszy pomysł EVER.


  Zakupy z rodzicami powinny być konsultowane z psychiatrą rodzinnym...

PIĄTEK

  Piątek to dopiero była porażka. Po tak długiej przerwie spadł na nas multum obowiązków. Zaraz na pierwszej lekcji czekał nas sprawdzian z pozycji bezpiecznej...


  Zaraz po tym czekał nas sprawdzian z chemii i WF. Może to dziwne, ale zaczęła mi się podobać gra w kosza. Ale dużo mniej podobają mi się warunki w jakich gramy...

  Nasze boisko jest ogrodzone wysokim płotem. Jest tam tylko jedna bramka, ale zabezpieczona łańcuchem i kłódką... Sprawiło to niewielki problem...


  Chyba mam po koszulce. No i trochę zarysowane plecy. Ale nic nie przebije mojego przyćmienia mózgowego podczas otwierania tymbarka po szkole.


  Wróciłem do domu na jakiś czas, a o 19:00 mama poprosiła mnie, żebym jechał na rowerze po coś do apteki. Jako że nie chciało mi się jechać samemu - poprosiłem Maddie, żeby jechała ze mną.

  O 20:00 mieliśmy być na spotkaniu naszej Sekty. Postanowiliśmy, że skoro wpadniemy tam zaraz po zakupach, to kupimy jakiś prowiant.


  W domu byłem około 22:00. Wiem, że to dość późno, ale musiałem wpaść na jakieś 20 minut do Maddie... Jest to dość skomplikowana historia... Po naszej uli często przechadza się pewien przerażający starszy pan, i - że tak powiem - niezbyt chętnie chciałem go spotkać.

  A jak wy się czujecie po tym maturalnym tygodniu? Mam nadzieję, że odpoczęliście / dobrze wam poszło.