30 kwietnia 2013

Szczęście! Mam tablet!

  Hehe... ten wpis nie jest dodawany z kompa ^^. Awww... od dziś wpisy będą krótsze, za to będą pojawiać się częściej. Przepraszam za masową ilość błędów, ale zanim wcisnę 1 przycisk to trochę mija...


  Popołudniu, około szesnastej tata jechał z Młodą na trening piłkarski... Czy coś takiego... Wrócili około osiemnastej, a pół godziny później wyjechaliśmy do galerii handlowej... Moi rodzice są mistrzami w podejmowaniu spontanicznych decyzji...

  No, to pierwsze co zrobiliśmy gdy dojechaliśmy galerie to było zwiedzenie sklepu elektronicznego. Był tam bardzo ciekawy tablet... Niestety - nie pamiętam nazwy, a nie chce mi się szukać w necie...

  Na całe szczęście - zostało mi trochę kasy z urodzin, więc spontaniczny zakup nie sprawił problemu. ^^

  Po zakupie poszliśmy na sklepy, a mama ogarniała okulary słoneczne dla siebie.

  Po nieudanej próbie zakupu okularów, poszliśmy do sklepu. Jakiś miły ochroniarz stwierdził że nie musimy wsadzać, pieniążka do wózka ponieważ otworzy nam go łyżką... nie wiem o co chodziło, ale spoko.

  Kiedy wróciliśmy - poszedłem na chwilę posiedzieć przed komputerem. Muszę załatwić sobie jakąś aplikacje graficzną do tableta... Znacie jakieś proste programy do rysowania na tablecie?

  No cóż... życzę miłego wieczoru!

Tytuły postów to zło. Nie umiem śpiewać...

 Stwierdzam, że tytuły postów są do bani, bo nie nigdy nie mam na nie pomysłów.

 W zasadzie dzisiejszy tytuł powinien być dość rozmaity. Na "dobry" początek dnia nie słyszałem budzika. Pomimo, że poprzedniego dnia położyłem się o 20:30... Zastanawiam się nad opcją wpięcia głośników do telefonu na czas poranków.


 Pogoda była spokojna... Gdyby nie to, że od rana mam zepsuty humor, to było by nawet ładnie. No, i może było by ładniej, gdybym nie spóźnił się na autobus. Ogólnie, to zdążyłem do niego wsiąść, ale ostatnie kilkaset metrów musiałem za nim biec...

 W szkole było jak zwykle - szara monotonia... Mieliśmy dwa zastępstwa. Niestety na jednym z nich nauczycielem zastępującym była nauczycielka od sztuki. W ramach zajęć kazała nam... śpiewać ;__; Uwierzcie mi... ja i śpiew to najgorsze możliwe połączenie...


 Po pierwszym zastępstwie mieliśmy akademię szkolną... Nienawidzę akademii szkolnych... Mam wrażenie, że w akademiach chodzi o to, aby wziąć największych kujonów najbardziej uzdolnionych uczniów ze szkoły, i kazać im zagrać jakąś rolę, aby potem im wpierać, że mają talent aktorski...

 Gdy akademia się skończyła - w końcu - poszliśmy do sali chemicznej, gdzie mieliśmy fizykę, ponieważ nie było chemiczki... W sumie to dobrze, bo nasza fizyczka jest spoko, tylko ubiera się jak... "góralska wróżka"...


 Ma dość dziwny zwyczaj... Cały czas mówi słowo "słuchajcie". Na przykład:

 - A teraz słuchajcie, bo to bardzo ważne...
 - Skupcie się, i słuchajcie uważnie!
 - Słuchać mnie, bo nie powiem tego dwa razy!

***

 Ech... może ten wpis nie będzie taki ponury? Coś mi się zdaje, że wieczorem dodam nowego posta, ale tym razem nie przy użyciu komputera...

29 kwietnia 2013

Nie odróżniam cebuli to kamienia... Jestem normalny?

 Rany... wiecie jak to jest wstać godzinę przed budzikiem i być wyspanym? Ja też nie...

 Musiałem dzisiaj przyjść do szkoły godzinę wcześniej, aby poprawić sprawdzian z niemieckiego. Niestety - nasza germanistka jest po pracy ninją, i nie da się u niej ściągać, więc marnie widzę moją ocenę...


 Tego dnia mieliśmy zastępstwo za lekcję wychowawczą, po czym język polski. Rany... nauczycielka zapytała:
 - Czy ten wiersz o kamieniu kojarzy wam się z jakimś innym utworem?
 - Yyy... ten "O cebuliczności cebuli"?
 - Brawo Kuba! Dostajesz szóstkę za aktywność!


 Pod koniec dnia poprawiłem pałę z biologii... Nie cierpię, kiedy mam dwie /lub więcej/ popraw w ciągu dnia. Za niedługo nie wyrobię z pisaniem ściąg uczeniem się...

 Po szkole - jak zazwyczaj - poszedłem z Kathy do sklepu. Pech chciał, że w sklepie był akurat mój tata... Niestety - kiedy chciałem pożyczyć jakieś pieniądze - on nie okazał mi żadnych uczuć rodzicielskich...


 Rety... Ale się jaram! Rodzice planują zabrać mnie jutro do galerii, zerknąć na tablety ^.^ Może w końcu będę miał czas na regularne pisanie postów!

28 kwietnia 2013

Zostanę grafikiem? Boże... ale nudno...

 Ech. Dzisiaj było NAPRAWDĘ nudno... Postanowiłem się pobawić jakimiś programami graficznymi... Udało mi się zrobić coś w stylu "Motion Background"



 Jestem poirytowany faktem, że jutro muszę wstać o 6:00 do szkoły... smutek...

27 kwietnia 2013

Odkurzanie to zło. Zostanę gościem od rachunków...

 Dziś miałem wspaniały sen sen. Ale później wszedł do pokoju tata i mnie obudził... Nie zrobił tego bezpośrednio, tylko wszedł do mojego pokoju i zaczął hałaso... ekhm. "Naprawiać" mój zepsuty fotel...


 Jakoś przed godziną 12:00 wpadłem, do kuchni, żeby zjeść ŚniadaniObiad. Niestety - na powitanie zostałem WYRZUCONY z domu, pod przymusem pracy dla ojca...


 Na początek rodzice dali mi odkurzacz, mimo że WIEDZĄ, że nienawidzę odkurzać... Spytałem ojca; "Co muszę zrobić?" Kazał mi poodkurzać 2 auta - nasze i dziadka. 

 W sumie wziąłem się za to, ale moja praca trwała ponad godzinę... Nie myślcie sobie, że tak dokładnie poodkurzałem auta... po prostu stwierdziłem, że im więcej czasu spędzę w aucie, tym mniej czasu spędzę na innych DURNYCH zajęciach...


  Po odkurzeniu obydwu samochodów otrzymałem polecenie "Umyj auta". Dostałem myjkę ciśnieniową, wiadro i gąbkę. Po jakimś czasie przyszła moja siostra, i stwierdziła, że ona RÓWNIEŻ musi myć auto... 

 Spędziliśmy na tym dość duży kawał czasu... Ojciec obiecał, że da mi pojeździć autem, gdy wymienimy opony. Niestety - on jest tak kompetentny, że gdyby został kostuchą, to ludzie byliby nieśmiertelni...



Kiedy zrobiliśmy wszystko - ja i siostra opracowaliśmy optymalny rachunek za usługi, po czym wręczyliśmy go ojcu.


 W ramach zapłaty postanowił zabrać nas do KFC. O ile zapłatą był pobyt w restauracji, w której musieliśmy SAMI sobie zapłacić... 

 Przy okazji obczailiśmy fajne tablety... zastanawiam się poważnie nad kupnem, chociaż nadal nie jestem pewny... Jest jeden dość fajny, za 800 zł. 16 GB pamięci, android, 1,6 Hz, wbudowane WiFi Aww... od jutro odkładam pieniądze...

Parszywy piątek. Boli mnie twarz.

 Cześć! Miałem napisać tego posta wcześniej, ale po całym tym dniu stwierdziłem, że idę spać

 Ten parszywy piątek zaczął się odwołanym sprawdzianem z Historii. Ogólnie lubię, gdy sprawdziany są odwoływane, ale nie lubię tego w wypadku, gdy cały wcześniejszy tydzień siedzę z książką i się uczę...

 Rany... później - na lekcji angielskiego nasza nauczycielka - jak zwykle - nie oceniła zaległych kartkówek i wypracowań... No,  i nie mogę zapomnieć napisać, że znów faworyzowała swojego ulubionego ucznia - Touretta...

 Chodzi mi o to, że CZEGOKOLWIEK ON NIE ZROBI - i tak ujdzie mu na sucho... A ona twierdzi, że on ma w sobie potencjał... jeśli potencjał ogranicza się do znajomości "Start", "Exit" i "Fuck You", to krzyżyk na drogę...


 Na koniec mieliśmy dwie kasujące mózg lekcje... Matematyka i Chemia. 
 Matma - pierwiastki... matematyczka twierdzi, że musimy nadrabiać materiał, bo jesteśmy do tyłu. Tylko dlaczego łatwe tematy rozkłada na kilka lekcji, a trudne próbuje zrealizować w ciągu jednej godziny?


 Potem wracałem do domu z Kathy. Wisiałem jej ciastko, więc poszliśmy do biedronki, ale dziwnym trafem na kasie znalazło się ciastko i batonik. Kathy była widocznie głodna, bo zjadła swoje ciastko, moje ciastko i swojego batonika...


***

 Gdy wróciłem do domu - mój przyjaciel pech postanowił mi potowarzyszyć. No, więc kiedy chciałem uruchomić komputer... nie włączył się. Wkurzyłem się, a po chwili usłyszałem *TRACH*


 Zostałem więc z niedziałającym komputerem i krzesłem z rozwalonym stelażem... Po prostu uwielbiam takie dni <3

25 kwietnia 2013

Głowa mnie boli. Sobota na roboczo.

 Wstałem jak zwykle około 11:00. Jako, że nie miałem nic ciekawego do roboty w domu, postanowiłem wyjść gdzieś z kumplami. Około o 15:30 przyszli po mnie Mike i Dean. 

 Pierwsze miejsce w które się udaliśmy było domem Dean'a. Chciał żebyśmy mu w czymś pomogli. Okazało się że chodzi o pomoc przy przetransportowaniu starej przyczepy kempingowej. 

 Gdy byliśmy już na miejscu - stwierdziłem, że siostra Dean'a jest O WIELE dziwniejsza niż moja...


 Po około godzinie udało nam się przenieść przyczepę na inną część ogródka. Najtrudniejsze w tym wszystkim było okiełznanie jego siostry, której EWIDENTNIE spodobał się Mike. Zaczęła rzucać w niego szyszkami. Po jakimś czasie Dean powiedział jej:


 I potwór miotający szyszkami zmienił się z potwora miotającego ziemią i błotem. Biegała za nami, do czasu, gdy podszedł tata Dean'a. Patrzył co robi jego córka. Akurat nawalała we mnie szyszkami, na co powiedziałem jej, że "Ja mam mocne nerwy, i może tak długo nawalać." I wtedy tata Dean'a rozbroił mój mózg...


 Po całym zdarzeniu stwierdziliśmy, że tata Dean'a wisi nam po piwie od łebka. Na pewno upomnimy się za jakieś 3 lub 4 lata. 

 Po "ciężkiej pracy" weszliśmy do domu Dean'a, zjedliśmy mu paluszki i wypiliśmy wodę. Posiedzieliśmy jakieś 30 minut. 
 Około 19.00 poszliśmy odprowadzić Mike'a. Po drodze /całkiem przypadkiem/ wstąpiliśmy do Alexy. Pogadaliśmy kilka minut. Cóż... akurat trafiliśmy na niefartowny moment...

[Pokłóciłam się z Angie, bo ona powiedziała, że Romek jej powiedział, że Gabi była z Rayanem, kiedy Stefan i Cassie...]


 Kiedy Mike był już w domu ja i Dean chcieliśmy iść do TESCO, ale niestety - pod TESCO stały 2 laski z równoległej klasy, więc wrodzona niechęć kazała mi iść gdzieś indziej.

 Poszedłem do najstarszego sklepu na rogu, jednak koło tego sklepu, przy przystanku stały ONE. Jedna z nich - Hanna, z którą chodziłem do podstawówki, prowadziła rower. Powiedziała że coś jej się zepsuło. Rzuciłem okiem. Ktoś jej musiał ładnie pierdyknąć rowerem...


 Jako dobrze wychowane dziecko - pomogłem jej prowadzić rower. Po kilku metrach się zdenerwowałem, bo ręka mi drętwiała od podnoszenia tylnej części roweru, więc wziąłem go CAŁEGO na ramię. Udało nam się go przenieść w ciągu 15 minut.

 Teraz mam takie chamskie otarcie na ramieniu...


 Jeżeli to prawda, że dobre uczynki wracają do nas wielokrotnie, to jej odpadną wszystkie kończyny... [*]

24 kwietnia 2013

Happy B-DAY Chris!

 Dzień - jak każdy inny dzień wolny od szkoły - zaczął się dla mnie około 11:00. Gdyby nie to, że kumpel ze szkoły miał mieć po południu urodziny, to WCALE bym nie wstawał...

 Około 14:30 umówiliśmy się z Mike'im i Dean' em pod kwiaciarnią nieopodal szkoły. Musieliśmy zapakować zakupiony przez nas wczoraj prezent, toteż kupiliśmy NAJBARDZIEJ RÓŻOWY papier opakunkowy, jaki znaleźliśmy w sklepie.

 Gdy byliśmy w kwiaciarni - zobaczyliśmy Martinę. Wołaliśmy ją, ale nie odpowiedziała. Dogoniliśmy ją i powiedziała:

 - Sorki... nie słyszałam was, bo miałam słuchawki...

Natomiast gdy spotkaliśmy ją dziesięć minut później:

 - No, a ja właśnie idę wymienić słuchawki, bo mi nie działają...]

 Około 15.00 byliśmy już u Chrisa. Czekały tam na nas Aggie i Clarissa. Aggie znaliśmy od dawna, natomiast zastanawiamy się skąd wytrzasnął tę drugą. Tak szalony człowiek, jak ona zdarza się raz na milion...


 Pomogliśmy mu wynieść głośniki na zewnątrz. Gdy wszystko się rozkręciło, robiliśmy NAPRAWDĘ dziwne rzeczy... gdybym miał to okroić tylko do przyzwoitych sytuacji, to może plan imprezy wyglądał by tak:

1. Powiedzieliśmy "dzień dobry" mamie Chrisa.

 Ale postaram się we w miarę wierny sposób odtworzyć wydarzenia z owego dnia.

1. Na początku poznaliśmy mamę, dziadka i pradziadka Chrisa. Kiedy rozpalaliśmy grill Clarissa ewidentnie zaczęła się nudzić, więc wzięła węża ogrodowego, i zaczęła się bawić w śmigus dyngus...


 Przez kolejne 15 minut zdążyliśmy zalać wszystko w zasięgu strumienia wody. Na szczęście ocalał grill, za którego jedzenie zabraliśmy się zaraz później.

 2. Po zjedzeniu tak wykwintnego dania, zrobiliśmy coś, co można było uznać za... hmm... odegranie sceny z westernu. (?) Przywiązaliśmy starym sznurem Aggie do parasola ogrodowego, po czym skrępowaliśmy jej ręce wstążką, i wsadziliśmy do ust ręcznik (w roli knebla).


3. Po ekscytującej zabawie ze sznurem wróciliśmy do stołu. Niestety dla niektórych kolejną zabawą stało się rzucanie jedzeniem... Po pewnym czasie Clarissa miała bufet w staniku... Ale okazała się być rządną zemsty kobietą... 

//krakersy w majtkach... no me gusta...

 Wymyśliliśmy zabawę, która polegała na odbijaniu piłki, a za każdym odbiciem trzeba było wydać odgłos... orgazmu...
zabawa 3 - zwykła butelka wyzwanie czy pytanie...

 Następna DZIWNA zabawa - studnia... zakrywa się komuś oczy i mówi: 
 - Wpadłeś do studni. - I zadaje się tamu komuś pytania, na które on odpowiada na oślep:
 - Czy na tyle metrów? - Pokazuje się losową ilość palców, lecz ten ktoś nie widzi ile, więc strzela.
 - Czy upadłeś na to? - Wskazuje się daną część ciała, a osoba z zawiązanymi oczami nie widzi, i znów wybiera na oślep.
 - Czy uratowała cię ta osoba? - Wskazuje się na osobę. Ofiara znów wybiera na oślep.

 Później "przelicza się" odpowiedzi. 
Ilość metrów = ilość buziaków
Na co spadłeś = w co całować
Kto cię ocalił = kogo 

 Pod koniec dnia podpaliliśmy grill... Nie mieliśmy pod ręką wody, tylko kanister z benzyną... na szczęście do niczego nie doszło... Pomogliśmy również odnieść głośniki do domu.

 Potem jakoś się rozeszliśmy... Clarissa czekała, aż wyjedziemy, bo twierdziła, że zawsze wychodzi z imprez ostatnia. No więc rozjechaliśmy się...

 Stwierdzam: Impreza bez Clarissy to fajna impreza. A impreza z Clarissą, to coś, jak "PROJEKT X"... (Nawet, jeśli zamiast białego proszku masz pod ręką wodę...)

23 kwietnia 2013

Czy mamy branie? Wyrywamy galerianki!

 No więc - wszystko się zaczęło około godziny 14:00. Stwierdziłem, że pojechał bym do pobliskiej galerii handlowej. Napisałem do Mika i z braku innych zajęć postanowiliśmy że pojedziemy. Niestety tylko Dean mógł z nami jechać, ale dobre i to...

 Około 15:30 spotkaliśmy się na przystanku pod naszym gimnazjum. Mało ludzi oczekiwało na autobus, więc nie musieliśmy się gnieść po drodze. Dotarliśmy na miejsce PRAWIE bez przeszkód...



 Dojechaliśmy na dworzec w Oświęcimiu. Poszliśmy sprawdzić o której mamy autobus powrotny, bo u nas nigdy nic nie wiadomo z tą komunikacją... 

 Kiedy dotarliśmy do galerii, to trochę pochodziliśmy po różnych sklepach. W ciągu dziesięciu minut dwa razy minęliśmy takie, no nie powiem że brzydkie dziewczyny... chyba trafniej będzie "brzydkie plastiki".



 Po piętnastu minutach spędzonych w galerii minęliśmy się z nimi jakieś trzy razy. Za czwartym razem wydało  nam się to dziwne. Za piątym zaostrzyliśmy czujność. Za szóstym postanowiliśmy je sprawdzić - zeszliśmy piętro niżej, ale one w zapartę łaziły za nami!!! Za jakimś dziesiątym razem, Mike strzelił tekstem:

 - Tak się mijamy i mijamy...
 Ale udały, że nie słyszą.

 W pewnym momencie weszliśmy do sklepu zoologicznego, po czym one usiadły na ławeczce przed wejściem... Tego było za wiele...

 Po jakimś piętnastym spotkaniu weszły na schody, gdzie akurat szli jacyś faceci... I wszystko stało się jasne!



 Po kolejnych "przypadkowych" spotkaniach to zaczęło się robić komiczne. Zwłaszcza, gdy w pewnym momencie jedna z nich zaczęła - niby 'tak od' - poprawiać swoje... walory estetyczne... Przez '"poprawiać" należy rozumieć: ugniatać, podnosić, ustawiać, ciągle zwrócona prosto w naszą stronę...

 Gdy ogarnęliśmy wszystkie sklepy - poszliśmy na przystanek. Szliśmy sobie spokojnie na dworzec, i z czystej ciekawości obejrzeliśmy się za siebie...

 I one tam były...

 Po jakimś czasie zorientowałem się, że znam jedną z nich... Miałem z nią niemiłe przeżycia ze spotkania na osiedlu... Była równie uciążliwa. Mówią na nią Diana...

 Postały chwilę na przystanku, po czym jacyś kolesie z przeciwka ulicy je zawołali... Nie wyglądali na takich, którzy chcieli porozmawiać. I wiecie co? One tam poszły...

- - - - - - Tędy szły
............. Tędy mogły iść kilka razy krócej...



 Jeden z nich kupił dwa piwa i dał im. Potem wszyscy poszli na tył pobliskiej kamienicy... Spójrzmy prawdzie w oczy... Nie owijajmy w bawełnę... Oni postawili im piwo, a one poszły im ciągnąć druta...  O ludzkości... co się z tobą dzieje?

 Powrót był tak mało skomplikowany, jak dojazd. Zanim się w pełni rozeszliśmy, to wpadliśmy do Dean'a i be
obejrzeliśmy fragmenty jakiegoś filmu... "Projekt X" bodajże... zamierzam go w najbliższym czasie przejrzeć dokładnie.

 Dean stwierdził, że odprowadzi mnie kawałek. Po drodze - nie wiedzieć czemu - zaczął drzeć ryja i jakiś siedemnastoletni upity dres zaczął nas gonić ;-; to znaczy "gonić" to pojęcie względne, ale i tak nie było fajnie...

 Jej... Jutro jeden kumpel - Chris - który chodzi do równoległej klasy ma urodziny. I w sumie jestem na liście gości, ale to niestety zależy od rodziców, czy pójdę, czy nie...

22 kwietnia 2013

Powody dla których chcę zabić Martinę. Odcinek 2

//Piszę ten post pocięty na dwie części, ponieważ musiałem w trybie NATYCHMIASTOWYM opuścić dom...

 Gdy już byłem w domu poszedłem się szybko umyć, po czym pojechałem rowerem do Simona. Umówiliśmy się - jak pewnie trudno zgadnąć - pod kościołem. Wziąłem rower, bo prysznic zajął mi troszeczkę więcej czasu, niż się spodziewałem. Niestety niepotrzebnie się śpieszyłem, bo musiałem czekać 15 minut, zanim się ubrał...



 Gdy już byliśmy pod kościołem okazało się że Mike nie może iść. Tak więc obdzwoniliśmy kilku znajomych, ale prawie nikt nie mógł nigdzie wyjść. Nikt prócz Mariny i Carolyn. Akurat siedziały pod budką z lodami i frytkami nieopodal, więc podjechaliśmy po nie.



 Gdy już się spotkaliśmy pojechaliśmy do Ośrodka Kultury. Nie pytajcie dlaczego... Uznajmy, że chcieliśmy sprawdzić repertuar kina... 5 filmów w ciągu całego miesiąca - takie rzeczy tylko u nas...

 Postanowiliśmy, że pokażemy Carolyn Dębnik. To takie miejsce w lesie, gdzie ktoś usypał z ziemi rampy i skocznie dla rowerów. W 70% przychodzą tam niewyżyte dzieci z podstawówki, aby popisywać się, że umieją jeździć "bez trzymanki". 20% to ludzie, którzy są naprawdę uzdolnieni i na prawdę potrafią robić triki na rowerach., a pozostałe 10% to ludzie, którzy nie mają gdzie się szwendać po szkole...

 Wieczorem jeździliśmy już tylko po najbliższej okolicy. W mojej wsi jest takie miejsce, gdzie znaki oznaczające granicę dwóch miejscowości są oddalone od siebie o jakieś 3 metry, co daje kilka metrów kwadratowych powierzchni "niczyjej", tak więc Carolyn postanowiła, że to będzie JEJ teren... 



 Pokazałem im okoliczny las, gdzie mało kto zagląda. W tym roku planujemy zrobić tam ognisko.

A teraz uwaga... wydarzenie, które odbiło się na długo w mojej psychice... To znaczy - na końcu tego lasu była bardzo stroma górka. Ja ostrzegałem Martinę, że zginiemy... ale nie posłuchała mnie...



 Takie tam 80 metrów, pod kątem ponad 50 stopni, po wybojach, kamieniach, z prędkością około 60km/h! Jeśli zahamuję - wywalę się... TO BYŁA NAJBARDZIEJ POJEB@N@ RZECZ, NA JAKĄ DAŁEM SIĘ NAMÓWIĆ.

 I to jest właśnie powód dla którego chcę zabić Martinę... 

***

 Na koniec Carolyn dowiedziała się gdzie mieszkam, a ja  odprowadziłem je kawałem w stronę ich domów. ale po drodze spotkałem Steve'a - kolesia, którego znałem z podstawówki. Odprowadzając nasze drogie lasencje, pojechaliśmy do TESCO, żeby Steve kupił jakąś gazetę, i poszliśmy na lody. Właściwie granity, bo kpiliśmy te dziwne


 No, i to by było tyle.... rozeszliśmy się rozmawiając o nauczycielach z podstawówki. Poszedłem do domu z wielkim zapałem obejrzeć teatr telewizji polskiej... Super zadanie domowe...

Powody dla których chcę zabić Martinę. Odcinek 1

 Dzień jak zwykle zaczął się pobudką do szkoły. Zaczynaliśmy lekcje później, niż zwykle, więc musieliśmy wymyślić coś, aby nam się nie nudziło. Wymyśliliśmy "The Finger Of Destory" - czyli po prostu palec zagłady. Ta zabawa polega mniej więcej na tym:

 Włączamy muzyczkę z "Archiwum X" i wskazujemy palcem na "ofiarę".

 W ten sposób strollowaliśmy wielu ludzi. Ahh... to było piękne. Wspaniale, że można mieć tyle radości ze wskazywania ludzi palcem...

 W połowie lekcji mieliśmy Angielski. Nasza nauczycielka chyba stwierdziła, że jesteśmy Hiper - Mega - Super - Nadludzko - Atomówkowo - PowerRangersowo - Supermenowo uzdolnioną młodzieżą. Dlaczego?

 Opowieść z dnia dzisiejszego: Dialog ucznia i nauczyciela.

 - Proszę pani! Ktoś narysował penisa w tym słowniku!
 - Co?! To wy go narysowaliście! Dlaczego akurat, jak mam z wami lekcje, to ktoś go zauważył?
 - Bo nikt by się nie wsypał...
 - Bzdura! To wy!
 - Proszę pani... dopiero je pani rozdała... nawet nie wyciągnęliśmy długopisów, żeby...
 - Nie pyskuj!

 Reszta dnia w szkole była OKROPNA!. Polonistka kazała nam napisać recenzje spektaklu, który leciał w teatrze telewizji polskiej... Mówię wam... coś okropnego...

 Na koniec mieliśmy WDŻ. Układaliśmy schemat "idealnego mężczyzny" i "idealnej kobiety". Szczerze mówiąc - to nie powinien być temat dla gimnazjum... Doszliśmy do prostego wniosku:
 Idealny mężczyzna = $
 Idealna kobieta = ( . Y . )

Potem poszliśmy z Kathy na lody. Sprostowanie: poszliśmy do sklepu kupić śmietanę o smaku truskawkowym, głęboko mrożoną, w wafelku. Kathy znam od początku gimnazjum. Właściwie była pierwszą osobą, jaką poznałem w nowej szkole. Stwierdziliśmy że będziemy sobie stawiać na zmianę.

 Około 14.30 byłem już w domu (jak zwykle z gorącym powitaniem). Odpaliłem komputer i miałem coś napisać, ale...


***

21 kwietnia 2013

Coś. Pożary mnie prześladują...

 Ten weekend był nawet niezły. Wstałem o 7:00 żeby pójść na 8:00 do kościoła, ale o 7:30 stwierdziłem, że wolę pospać. Wstałem ponownie o godz 9:00 i poszedłem na 11:30... przekonałem się, że czasami jednak WARTO wstać rano.


 O 11:30 w kościele była taka pani... Ona OKROPNIE krzyczy śpiewając... Nie raz przez nią wychodziłem z kościoła z migreną...

 O 14:30 wyszedłem po Dean'a - Kumpla z.klasy. Jak to zwykle bywa - umówiliśmy się pod kościołem, gdzie czekał Mike. Co prawda mieliśmy około 20 - minutowe opóźnienie, ale jakoś się zebraliśmy. Szliśmy przez jakieś osadniki. Było pięknie, ładnie, aż zobaczyliśmy COŚ.



 Wyglądało to na kontener, albo dom jakiegoś żula. W środku coś czarnego, co wyglądało jak smoła... albo błoto... ale my zinterpretowaliśmy to inaczej... Próbowaliśmy tam wejść, ale woleliśmy jednak "nie zagłębiać się w tym temacie"... Ominęliśmy to i poszliśmy dalej. Po drodze propagowaliśmy zabawę, która zwie się potocznie "darcie ryja". Cóż... zazwyczaj nie drę ryja, ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić...

 Jakiś czas później zobaczyliśmy, że gdzieś za nami - w miejscu, w którym przechodziliśmy - unosi się okropny dym. Pożar. Przecież przed chwilą tam byliśmy! Przy okazji zauważyliśmy tam jakichś dwóch gości... 
 Co prawda przyjechała tam straż pożarna, ale niestety zdążyło spalić się ponad pół czyjegoś pola... Po chwili zjawiła się również straż miejska... Wysiedli z auta, podeszli do strażaków, a genialny Mike zaczął się śmiać i krzyczeć coś w stylu: "TEMPE PAŁY! ZOSTAWIŁYŚCIE OTWARTE SZUBY W AUCIE!"

 Po dłuższym czasie, kiedy znaleźliśmy się w jakimś lesie zobaczyliśmy, że coś wisi na drzewie... zaintrygowani zobaczyliśmy, że to... kurtka. Widać było, że wisi tam dość długo. Postanowiliśmy ją... przejrzeć...



 Ustaliliśmy, że należała do dawnego żołnierza, który został psychopatą, upił się i przeprowadzał operacje, na nieżywych ofiarach, po czym zostawił kurtkę, przy wejściu do tajnej bazy. W sumie to było dość prawdopodobne...

 Potem błąkaliśmy się po okolicy, aż doszliśmy do takiego "Mini Parku", gdzie jest scena i kilka drzew. Znaleźliśmy tam trzy kurwexy prezerwatywy, sześć butów i reklamówkę na zakupy. Widać, że odbył się tam żul-melanż!

 Gdy wracaliśmy do domów przechodziliśmy obok domu Simona. Wiecie... tego dnia chyba nie mieliśmy szczęścia do pożarów...



 Gdy mu to powiedziałem - nie uwierzył... powiedział, że jeśli kłamiemy, to nas zbije, bo będzie musiał zastopować grę, żeby zejść. W koszu były rozżarzone kamyki z pieca, bo podobno mu się zepsuł. W ogólnym rozrachunku przyszedł z wiadrem pełnym wody, i po prostu tam wlał.
I to lubię ! Po co robić sobie problemy z pożaru w koszu na śmieci?

20 kwietnia 2013

Weekendy są fajne! No, chyba, że z rodzicami w sklepie...

 Sobota nie była bardzo ekscytująca... wstałem około 7:00, poszedłem coś zjeść, i z powrotem spać. I tak do 9:00... Potem wstałem, ogarnąłem się i odpaliłem na chwilkę na komputer. 

 Mike i Matt stwierdzili, że nie mogą dziś nigdzie iść, toteż zostaliśmy w domach. Tak mi się nudziło, że postanowiłem rozpocząć karierę muzyczną... NIGDY WIĘCEJ JA + MUZYKA.

 Późnym popołudniem ja i rodzice stwierdziliśmy, że pojedziemy do Galerii handlowej, bo potrzebne mi są wiosenne buty, koszula i takie tam...

 Ja i mama wybraliśmy buty po kilku minutach, ale ojciec uparł się że młodej też trzeba coś kupić. Właśnie tak straciłem pół godziny życia...
 W zasadzie więcej czasu nam zleciało na szukaniu pudełek z butami moimi i mamy, bo tata miał pilnować, ale widać, że pracują tam nadgorliwe sprzątaczki...


 *Ciężki oddech* W ogólnym rozrachunku wpadł w szał, i zaczął się rozdzierać na cały sklep... no cóż...

 Po zakupie butów poszliśmy obcykać jakąś koszule... znalazłem taką jedną w sam raz na mnie! Niestety - w sklepie z koszulami tata również miał odpały... Zaczął nawijać, że lepiej kupować koszule na rynku, bo tu są "same dziadostwa" itp.

 Potem poszliśmy na kolację do KFC... oczywiście nasz tata nie zjadł nic, bo w domu ma chleb, i "nie będzie tu tyle wydawał".

 Na końcu poszliśmy na sklep kupić kawę, ale skończyło się na miesięcznych zapasach żywności i nie tylko... Tym razem ojciec zaczął się mnie czepiać, że za dużo kupuję, i "będzie mi odliczał, za każdą rzecz jaką sobie kupię" (chipsy, soki, żele pod prysznic itp.) 
No sorry, ale żeby ojciec dziecku kazał płacić za żel pod prysznic..?

 Zaczęły się wypominki... a on nam to kupuje, a on pali, a my mamy wszystko, a on rozwala kasę... ciekawy powrót do domu...
Psycha mi siada... Q v Q ale tylko 10% jest spowodowane ojcem...

19 kwietnia 2013

Nie lubię Nesquicków! Sara niszczy...

 Piątkowe, popołudniowe spacery z przyjaciółmi są tym, co lubię! Mam nadzieję, że staną się one taką naszą... "tradycją".


 Szliśmy w standardowym składzie. Umówiliśmy się tradycyjnie pod kościołem. Po drodze spotkaliśmy Martynę. Zazwyczaj chodziła z nami na przechadzki, ale tym razem udawała, że nas nie widzi...



 Następnie, poszliśmy jakąś dziwną leśną ścieżką, aż doszliśmy do domu Carolyn. Pech chciał że akurat szła do Julie, którą spotkaliśmy po drodze. (Wiem. Strasznie to skomplikowane) 



 Reszta drogi przebiegła... prawie spokojnie... Nie licząc tego, że "naprawiliśmy" jakiś zniszczony znak drogowy...



 W sumie, to zrobiliśmy dobry uczynek... 


 Po pewnym czasie dotarliśmy do domu Julie. Było u niej całkiem miło... chyba nie mówiła rodzicom o naszej wizycie, bo jej mama dość dziwnie na nas patrzyła...



 Hmm... W sumie Julie ma fajnego królika...



 Nazwaliśmy go Kupek... Głównie dla tego, że pokój, w którym egzystował był cały zawalony... "Nesquickami".


 No, a potem kopnęliśmy się po Angie. Rozmawialiśmy na NAPRAWDĘ wiele obszernych tematów. Zatoczyliśmy wielkie koło dookoła stawów. Niestety - dziewczynom chyba się nie do końca podobały nasze rozrywki, które miały na celu "urozmaicenie drogi"...



 *Chrząk* Dobra rywalizacja nie jest zła...


 Około godziny dziewiętnastej zaczęliśmy się rozchodzić do domów. Podczas przechadzki dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy, które diametralnie odmieniły mój punk widzenia na świat. Moja psychika wysiada...


Odliczamy - 1... Piątek!!!

 Rany... ale się dzisiaj działo... 

 Dostałem dużo ocen... ;/ na przykład 4 z chemii... Z historii dostałem 4, a gdybym napisał "Polanowo" zamiast "Polanów" dostał bym 5...  Przy okazji... w końcu mam wieczyste zwolnienie z ćwiczenia na podwórku na WFie.

 O godzinie 16:00 planujemy ze znajomymi iść gdzieś na spacer (jak ostatnio), ale dziewczyny stwierdziły, że nie chce im się dzisiaj nigdzie iść.


 Ech... dzisiaj w szkole, to mi się w sumie upiekło, bo miałem rano poprawiać kartkówkę z chemii, ale nauczycielki nie było :3 gdyby była pewnie dostał bym 1... 

18 kwietnia 2013

Nie nawidzę biegać na WF. Odliczamy - 2, 1...



 Niestety reszta dnia nie była tak wspaniała. Wszystko zaczęło się od lekcji WOSu. Nauczycielka chyba była na nas wkurzona, bo rozdała sprawdziany, wśród których były może dwie oceny dobre... 

 Chociaż jak tak teraz patrzę, to nie było tak źle... mieliśmy zastępstwo za język polski, co dało nam dwie wolne godziny. Na drugiej miała się zająć nami nauczycielka biologii. Rozdała ostatnie sprawdziany... dostałem 5 (!!!) i to na prawdę dzięki wiedzy, nie ściąganiu. 

 Zakończenie dnia nie było tak wspaniałe, jak poranek. Podsumował go bowiem sprawdzian z języka niemieckiego, oraz WF na dworze...


 Szatan jednak istnieje, bo inaczej kto wprowadził by język niemiecki do szkół, oraz WF na zewnątrz..? -,-

17 kwietnia 2013

Szkolna, między wymiarowa Ninja atakuje! Odliczamy - 3, 2, 1...

 Dzisiejszy wpis zacznę dość... dziwnym tematem. Chodzi o panią Hedwigę - Szkolną, Między wymiarową Ninję, podróżująca w czasie i przestrzeni, stojącą na straży porządku w szatniach.

 Dziś, jak każdego ranka, wparowała z impetem do szatni, i oznajmiła:



 Na pierwszą lekcję poszliśmy jak baranki na rzeź, ponieważ miało nastąpić rozdanie sprawdzianów z "Pana Tadeusza". O dziwo dostałem 5. Co prawda liczyłem na 3, ale nie przeszkadza mi 5.

 Podczas lekcji biologii miałem niezmiernego pecha... akurat przerabiamy narządy rozrodcze, i zostałem wybrany do odpowiedzi ustnej ;__; Dostałem -4... To chyba nie najgorzej...

 Reszta dnia w szkole bardzo się ciągnęła... No, może poza lekcją WFu. Dwaj idioci z mojej klasy dostali... lekko mówiąc "głupawki". Skończyło się to na tym, że przed WFem wyrwali klamkę z drzwi łączących szatnię z toaletą. Przez to jakiś koleś utknął w kiblu.

 Po szkole pojechałem kupić różne duperele na sztukę... Wracam do domu i przeżywam szok. Odpalam YouTube i widzę, że mam ostrzeżenie dotyczące praw autorskich... ;-; pójdę siedzieć . . . 

16 kwietnia 2013

Pracowity wtorek. Najkrótszy wpis.

 Rany... dzisiaj okropnie dużo się działo... Był to najzwyklejszy dzień w szkole... W sumie był całkiem fajny. No, może za wyjątkiem godzin: od 7:00 - 22:00...

 Gdy tak patrzę na moją listę obowiązków na ten wieczór, to się załamuję...
 ✏ zaprojektować stronę tytułową kroniki jakiejś szkoły (sztuka)
 ✏ napisać wypracowanie po niemiecku ;_;
 ✏ uzupełnić zeszyt ćwiczeń z geografii - jak widać - nie jest ciekawie... 

 To wszystko jest ZBYT demotywujące. Planuję kupić sobie tablet, żeby móc notować wszystko na bieżąco.

 Na koniec wklejam zdjęcie Żelka Ludzkiej Stonogi!


 Tak to jest, gdy się kupuje ruskie żelki...

15 kwietnia 2013

Rowery, kuny i... ku**sy? Ciocie są dziwne.

  Ostatnia niedziela była bardzo nudna... Wszystko zaczęło się około 9:00, gdy do mojego pokoju wpadł tata i zrobił akcję "pobudka do kościoła". Mój tata ma trzy wersje "pobudki do kościoła". Wersja Light - kończy się na tym, że jadę do kościoła wieczorem. Wersja Classic - Wstaję na siłę do kościoła. Wersja Hard - Wszyscy domownicy stoją ubrani już godzinę przed mszą (i to nie zawsze jest przyjemna wersja). Akurat dzisiaj użył wersji Hard, więc poranek nie był przyjemny.

  Po powrocie z kościoła do 14:00 ogarniałem się, po czym trochę posiedziałem nad książkami. Wieczorem ja i młoda wyciągnęliśmy rodziców na rowery. Przejechaliśmy się do babci. Niestety - u babci były jakieś ciocie...


  Po jakimś czasie nie wytrzymałem emocjonalnie wśród kobiet w średniej wieku 50+, wziąłem rower i postanowiłem się przejechać. Zdążyłem objechać osiedle, okolice cmentarza, stawy, a na końcu pojechałem pod stadion, gdzie mieli czekać na mnie rodzice... niestety ich tempo jazdy jest tak powalające, że zdążyłem wrócić do domu... 

  Po powrocie widziałem w ogródku kunę, która nie dawno zadomowiła się u nas w garażu. Nazwałem ją Misiek... jakoś mam taki zwyczaj nazywania wszystkiego.


  Potem jechaliśmy do biedronki. Mieliśmy zamiar kupić bułkę, ale kupiliśmy bułkę, lody, ser, masło, jogurt, chrupki, sałatę i jeszcze kilkadziesiąt innych elementów wyposażenia kuchni.

 Poniedziałek

  Tego ranka - o dziwo - nie miałem problemów ze wstaniem. Może zmotywowało mnie to, że w końcu mogę jeździć na rowerze do szkoły? To jeden z powodów dla których kocham wiosnę - ROWER.

  Moją pierwszą lekcją była karna matematyka. Normalne klasy nie dostają karnych lekcji, ale moja do takowych się nie zalicza. Tego dnia zaczynaliśmy lekcje o 9:15 (trzecia lekcja). Po karnej matmie wypadło nam okienko.

  Na godzinie wychowawczej nasz wychowawca stwierdził że ma nas gdzieś, bo wszedł do sali, usiadł i przez resztę lekcji wypełniał dziennik... chociaż nie dziwię mu się. Gdybym ja musiał prosić się o głos, to też dałbym sobie spokój.

  Później nastąpił angielski...


  Pod koniec lekcji mieliśmy WDŻ. Rozmawialiśmy o inicjacji seksualnej...

  Wiosna ~<3

13 kwietnia 2013

Sobota jak sobota... Ale ważne, że weekend ^^

  W końcu weekend! Zaczął się on trochę dziwnie. O siódmej rano mój tata przedstawił mi ustnie moją listę obowiązków, używając trybu ROZKAZUJĄCEGO. 
 - Umyj buty!
 - Wyczyść spodnie!
 - Pomóż mi przy oponach (czyt. patrz co robię i nie odzywaj się)

  Około 8:00 wstałem, ponieważ znajoma poprosiła mnie, żebym nagrał jej coś w stylu "The dragon Island" bo leciało na jakimś streamie. Co 10 minut wywalało mi internet, więc dostała nagranie z przerwami. O 11:00 miałem dograć te fragmenty z powtórki, ale... tym ty rym tym... rodzice zaciągnęli mnie do... fryzjera! ;__;


  Fryzjer, to w zasadzie taka lokalna Wikipedia... chcesz wiedzieć kto się żeni? Komu urodziło się dziecko? Kto gdzie pracuje? Idź do fryzjera! A najlepiej wciśnij się do kolejki między dwie starsze panie.

  Gdy wróciłem miałem ochotę posiedzieć chwilę przed komputerem, a później gdzieś wyjść. Napisał do mnie znajomy z klasy pytając, czy gdzieś nie wyjdziemy. Szczerze mówiąc nie miałem ochoty i byłem już umówiony, ale zostałem postawiony przed faktem dokonanym, gdyż stał już pod moim domem... ale nie sam - z tym złym Turretem. Nie mając wyboru - ruszyłem z nimi, lecz nie bezpośrednio pod kościół, tylko pod dom Alexy.
 I stało się coś dziwnego...
 Gery - psa Alexy...
 Nie było na balkonie...


  Niestety akurat się rozpadało, więc musieliśmy trochę poczekać. Po jakimś czasie poszliśmy do TESCO kupić chrupki. Niestety nasze TESCO nie oferuje produktów, które akurat są potrzebne...


  Co z tego, że smakuje jak papier? Ważne że duże i tanie..

  Potem pochodziliśmy dość długo, gubiąc się kilkakrotnie, nie wiadomo nawet gdzie. Niestety później znów zaczął padać deszcz. HAHA ~!!! I BYŁA TĘCZA~!!!

  Jutro muszę narysować komiks na język polski...

12 kwietnia 2013

Długie spacery najlepsze. Kocham.

 Jeeej ^^ 
 Ostatnimi czasy było naprawdę ponuro, ale dzisiaj było naprawdę świetnie. ^^

 Mianowicie: umówiliśmy się pod kościołem z Mikiem i stwierdziliśmy że wpadniemy po kogoś. Wpierw poszliśmy pod dom Martiny, ale niestety coś jej się skomplikowało i nie mogła nigdzie iść. Następnie zawitaliśmy u Alexy, (gdzie standardowo przywitał nas przez balkon jej pies). O dziwo Alexa zgodziła się z nami iść.


 Szczerze mówiąc... czasami WARTO dać dziewczynie dodatkowe pół godziny na ubieranie się.


 Posiadając czteroosobową ekipę zastanawialiśmy się, kogo można by jeszcze wyciągnąć na dwór, kiedy zadzwonił telefon Alexy. Dzwoniła Martina.
 - Alexa! Pokłóciłam się z matką i wyszłam z domu! Jestem 200 metrów za wami, a nie chce mi się biec!
 Wyszła z domu; szła do znajomej, która mieszkała  w tym kierunku, w  którym szliśmy, więc przez jakiś czas szliśmy razem.
 W pewnym momencie zadzwoniła Julie. Powiedziała, że są z Martiną, u owej znajomej i że możemy tam przyjść. A najbliższa droga wiodła przez las... Ekhm. Na spacerach po lesie można się dużo dowiedzieć o ludziach...


 Trzeba przyznać, że Alexa jest stosunkowo dobrze obeznana w temacie. No, ale nic.. doszliśmy tam, z gorącym powitaniem ^^ 


 Przez pewniej czas szliśmy leśną drogą, poruszając najdziwniejsze tematy, robiliśmy zdjęcia... skakaliśmy nad strumyczkiem... nagrywaliśmy filmiki...
 W pewnym momencie mijaliśmy jakąś kapliczkę. Byliśmy już NAPRAWDĘ BARDZO roztrzepani.


  I tak zdobyłem moją trzecią nieformalną żonę. To niesamowite ile rozstań i powrotów, zdrad i namiętności, można przeżyć na odcinku 500 metrów.

  Po tej przechadzce... nogi wypadały mi z dupy, ale warto było.

  Po jakimś czasie mama napisała SMSa 
"O 20:00 masz być w domu!" 
 Zapytałem ją:
"Przyjedzie ktoś po mnie?" - i nie odpisała. Zadzwoniłem więc po tatę, żeby po mnie przyjechał. Zgodził się, ale chwile później mama odpisała, że
"Nikt nie przyjedzie.." - więc poszedłem na nogach. Nie minęło 5 minut, jak tata zadzwonił...
 - Gdzie jesteś? Miałeś czekać! - Wydarł się czekając na mnie pod biedronką... No bo w sumie to moja mama, to mój tata, są małżeństwem, mieszkają razem... po co mieliby sobie mówić o tym, co robi ich dziecko?