To już ostatni specjalny post w lipcu! O rany... Szczerze mówiąc wolałbym, żeby po lipcu był wrzesień, a po wrześniu sierpień. W teori to może brzmieć głupio, ale w praktyce - nikt nic by nie robił we wrześniu...
Cóż... Nie dołułąc nikogo więcej - zapraszam na historyjkę mojej znajomej Magdy. Nie jest ona bloggerką, ale gdy zobaczycie jej język i styl - zrozumiecie dlaczego poprosiłem ją o napisanie opowiadania ;) (Odpuściłem sobie robienie obrazków, bo jej teksty czyta się na tyle dobrze, że nie trzeba ich urozmaicać.)
Witajcie kochani! Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale wakacje nie dla wszystkich są czasem upragnionego lenistwa. Jest taka grupa osób, dla których wakacje to widmo śmierci głodowej przemieszane z wysokim prawdopodobieństwem.
Taką grupą są niektórzy artyści teatralni. Większość teatrów ma bowiem wakacje, aż do września, a po co płacić aktorom poza sezonem, kiedy nie odbywają się żadne spektakle? Choć temat bezpośrednio mnie nie dotyczy, bo nigdy nie posiadałam talentu w żadnej dziedzinie, to jednak mam przyjemność mieszkać z jednym reprezentantem tej elitarnej grupy. A wiecie co robią głodujący artyści na skraju bankructwa?
Nie, nie szukają na gwałt dodatkowej pracy. Realizują własne pasje (żywiąc się miłością i energią słoneczną) ;). W taki właśnie sposób trafiłam do studia nagraniowego, w którym mój prywatny artysta postanowił zrealizować swoje pragnienie wcielania się w legendarnego Elvisa Presley’a.
Jako osoba ciekawa świata, byłam bardzo podekscytowana możliwością tworzenia nagrania, które w mojej chorej wyobraźni jawiło się jako moment przełomowy dla muzyki rozrywkowej…wiecie co, nie ma nic ekscytującego w przyglądaniu się studyjnemu nagraniu, zwłaszcza jeśli słoń nadepnął Ci na ucho, kompletnie nie masz słuchu i nie wiesz co to jest „przester”. Nagranie to żmudna, nudna i ciężka, wielogodzinna praca.
Postanowiłam jednak, że potraktuję to wyzwanie jak przygodę i wtrącę swoje trzy gorsze i zapytałam artystę „a nie lepiej by brzmiało gdyby (i tu padło milion sformułowań, które miały opisywać moje wyobrażenia...). Pamiętajcie, nigdy, przenigdy nie wtrącajcie się w cudze nagranie. Dodatkowa godzina pracy, nagrywanie miliona wersji tego samego, z czego wybrana została jedna, którą nagrano kolejne milion razy, aby wreszcie spełniła oczekiwania artysty…
Mimo wszystko…oto ja: muza inspiracja, wena, osoba będąca obecną przy tworzeniu historii ;). A dla was mam efekty tej ciężkiej pracy.