Sobota miała być pięknym dniem, ale niestety... Mój ojciec musiał ją zepsuć już o godzinie dziewiątej rano.
Właściwie, to nie chciało mi się spać. Gdy wstałem - obawiłem się jakimś programem do tworzenia animacji... I wiecie co? Stwierdzam, że w sumie mam talent, ale przy tym zaczynam się sam siebie bać. Spójrzcie, co stworzyłem:
Około 15:00 zadzwonił do mnie Mike, żebyśmy gdzieś wyszli. I bardzo dobrze! Nie wiem, co zrobił bym w tym Flashu, gdybym posiedział w nim jeszcze chwilę...
Nie zważając na nic - wybraliśmy się na przechadzkę. Ech... takie długie spacery chyba za bardzo dotleniają mózg, bo zaczęliśmy schodzić na BARDZO dziwne tematy... Uświadomiliśmy sobie, że włosy na nochach, to świetna ochrona przeciwko komarom!
I tak przeszliśmy chyba ze 4 kilometry. Kiedy byliśmy pod domem Carolyn zobaczyliśmy, że ma kosz do koszykówki zamontowany na drzewie (na ulicy przy domu). Postanowiliśmy sprawdzić poziom użytkowności tego kosza. Niestety - bluza, która miała być piłką - utknęła na koszu...
I tak szliśmy poruszając kolejne dziwne tematy. Przy okazji spotkaliśmy Alexę. Szła sobie sama, więc dotrzymaliśmy jej towarzystwa, po czym wróciliśmy do domów. W sumie ja odprowadziłem ją kawałek. Zawsze wszystkich odprowadzam. Co prawda mam wtedy najdalej do domu, ale przynajmniej wiem co się dzieje!
Ten Dzień był strasznie dziwny ... a zarazem zajebisty
OdpowiedzUsuń